Elsa dzięki Jackowi dotrwała do końca lekcji wciąż zapatrzona w jego błękitne oczy. Przez cały czas uśmiechał się, a ona dopiero po kilku minutach spostrzegła, że kurczowo trzyma się jego dłoni. Ale nie chciała go póścić.
Jego dłonie były wręcz idealne. Nawet bliskie kontakty z siostrą, przytulanie, całowanie w policzek, było ciężkie dla Elsy, przez jej niską temperaturę. Każdy dotyk z innymi był jak stykanie się z gorącym grzejnikiem.
Ale Jack był inny, jakby stworzony dla niej. Jego skóra była wręcz przyjemna, jakby byli tak samo zimni.
Dochodziło też to co czuła, gdy trzymała go za dłonie. Jakby małe wiązki prądu przepływały przez jej ciało, wysyłane od niego w prezencie.Nie były bolesne lecz miłe i wprawiające Else w przyjemne dreszcze.
Gdy zadzwonił dzwonek dopiero teraz go wypuściła i spłonęła rumieńcem. Jack zaśmiał się rozbawiony i chwycił szybko książkę od hiszpańskiego, zmierzając w stronę wyścia.
Elsa dzisiaj nie była sobą. Ale czy wyjątkowo dzisiaj, czy raczej od kiedy spotkała, a raczej staranowała Jacka? Nie uważała na zajęciach, a nawet nie była przygotowana i to wszystko dlatego, że jej świat kończył się na Jacku. Jakby nic nie było tak istote niż patrzenie na niego, podziwianie, dotykanie... Nawet jej strach przed oceną innych osób.
Gdy wychodził z klasy poczekał na nią, a ona nie pohamowała uśmiechu.
-Dlaczego się uśmiechasz?- zapytał zaciekawiony przechylając słodko głowę na bok.
-No wiesz. Ostatnio nie czekałeś na mnie, a wylatywałeś jak najszybciej z klasy. Muszę się...no wiesz, przyzwyczaić.-zaśmiał się idąc z nią w stronę stołówki.
-Oby. Nieźle oberwałem wczoraj, ale warto było.- Elsa spojrzała na niego z przestrachem, a on skierował na nią wzrok i tylko wzruszył ramionami.
-Nie powinienem się z tobą zadawać. Takie są zasady.-
-Dlaczego?
-Dlaczego nie powinienem się z tobą zadawać, czy dlaczego są takie zasady?- zapytał rozbawiony.
-I to i to.- on tylko przyspieszył i ruszył w stronę korytarza łączącego budynki.
-Mówiłem, że powiem ci u mnie.- Elsa uśmiechnęła się i ruszyła za nim.
Myśl, że może pojechać z nim, jego samochodem, do jego domu wprawiało ją w euforię.
Po prostu marzyła o poznaniu Jacka. Nikt go tak nie znał i chyba tak nie pragną tego.
Ale ona tak. Chciała wiedzieć wszystko. Może to był objaw natrętstwa, ale nie obchodziło to jej. Nie kiedy mogłaby być najbliżej niego.
W stołówce przy ich stoliku byli już wszyscy.
Lauren rozmawiała z Billim pochylona nad nim, co wyglądało ciekawie z jego niskim wzrostem. Przed sobą trzymali podręczniki od matematyki i chyba coś przerabiali.
James siedział koło Roxy i też zachowywali w ciszy i sekrecie swoją rozmowę. James miał na sobie sportową bluzkę ich drużyny koszykówki, a jej kolory świetne pasowały do jego ciemnej skóry. Roxy była ubrana, tak że Elsa nigdy by nie pomyślała.
Miała czane spodnie owszem, ale do tego różową bluzkę z jednorożcem.
Kto by pomyślał, że ona budząca respekt i przestrach, miała by coś takiego niewinnego na sobie.
Bennettowie siedzieli koło siebie obok Anny i Kristoffia. Śmiali się i żartowali, a Anna wyglądała na spiętą i lekko zarumienioną.
Kristoff siedział zrelaksowany i bardzo zadowolony. Tak jak jej siostra, często zerkał potajemnie na Annę.
Elsa nie wiedziała jak układają się ich relację, ale widać było, że coś się kroi.
-Jack! Chłopie, ominęła cię niezła bitwa przed lekcjami. Wczoraj coś się zmyłeś, ale żeby opuszczać coś takiego. Kapucha poślizgnęła się i poleciała prosto w ramiona naszego Jamsa. Nabiła mu niezłego guza.- Elsa nie wiedziała od razu kim była Kapucha, ale po zachowaniu Roxy już zrozumiała.
Odepchnęła Jamsa od siebie i już miała zamiar podejść z pięściami do Jamiego, który stał niewzruszony uśmiechając się z triumfem na twarzy.
Roxy była już tak czerwona, jakby miała na policzkach dwie dojrzałe wiśnie. Podchodziła już do niego z pięściami, ale Jack szybko znalazł się koło niej i położył jej dłonie na ramionach.
-Spokojnie Roxy. Wiesz jaki jest Jamie.- Jamie prychną, a Roxy warknęła.
Nagle stało się coś co chyba nikt inny, oprócz Elsy nie zauważył.
Przed twarzą Roxy zatańczyły przepiękne niebieskie iskry, które błyszczały w świetle lamp na stołówce. Po chwili Jack się uśmiechną, a dziewczyna poszła jego śladem.
Spojrzała na Bennetta trochę mniej morderczo, ale nadal z groźnym błyskiem w ciemnych oczach.
-Frost ma racje. Załatwię cię na wf-ie. Dzisiaj jest basen chłoptasiu. Uważaj, bo na basenach zdarzają się przypadki podtopienia. -usiadła zadowolona, wciąż zabijając go wzrokiem. Jamie lekko zbladł, ale zaraz znów się uśmiechał.
Jack przetarł dłonie i usiadł także dziwnie zadowolony. Od razu jak na komendę przysunęła się do niego Cecyli. Świergocząc jak nakręcona.
Zajęła miejsce Elsy, więc pozostało jej tylko krzesło koło siostry i Billa.
Nie miała wyboru i na przeciw stołu oglądała jak Cecyli podrywa Jacka.
Nie robiła tego delikatnie, zmysłowo tylko prosto z mostu i całkowicie otwarcie.
Założyła dzisiaj obcisłą czerwoną bluzeczkę, spod której wystawał kawałej jej koronkowego stanika. Miała na sobie krótką ciemną spódniczkę, która sięgała jej do połowy ud.
Elsa zastanawiła się czy nie wywołać później lekkiego i zimnego podmuchu. Ale znając Cecyli mogła by to wykożystać, sama unosząc materiał go góry.
Mrugała do niego, jakby jej coś wpadło, robiąc jeszcze do tego maślane oczy.
Nagle objęła jego ramię, ale najbardziej zdziwiło Elsę to, że Jack się nie odsuną. Mówił coś do niej lekko pochylony i całkiem spokojny, a ona się głupio uśmiechała. Zachowywali się jak normalna para przyjaciół, ale dlaczego Elsa nie mogła dotknąć jego dłoni? Dlaczego ona mogła?
Elsa poczuła się jak przed chwilą Roxy. Zacisnęła mocno pięści i szczeki spuszczając wzrok. Nie wiedziała dlaczego ją to tak bardzo denerwowało.
Ale uważała, że jeśli Cecyli może go dotykać, a ona tylko czasami, za wielką niesprawiedliwość. Poczuła w ustach okropny smak, a oczy robiły się jakieś wigotne.
Po chwili obezwładniającej ją goryczy, poczuła jak ktoś ściska jej ramię. Odwróciła się i zobaczyła Jacka. Był dziwnie zmartwiony, a brwi miał mocno ściągnięte. Wyglądał na zaniepokojonego.
-Chodź. Musimy iść.-powiedział cicho, aby nikt inny tego nie usłyszał, ale Elsa nie miała zamiaru go słuchać. Wciąż była zła.
Westchną i pociągną ją mocniej za rękę, przez co wyskoczyła dosłownie z krzesła prosto w jego ramiona. Nie czekając na zgryźliwe uwagi innych, objął ją ramieniem i popchną w stronę wyjścia.
Była zbyt zdziwiona i zaskoczona, by protestować i zważać na pozostałych znajomych.
Patrzyła na niego, a jego oczy znów był srebrne.
Był zły, smutny, a może wciąż zdenerwowany? Nie wiedziała, ale ją to zaniepokoiło.
Tak się na niego zapatrzyła, że nie zauważyła, że już wyszli z budynku i teraz stali na parkingu. Chciała go zapytać o co chodzi, ale zaprowadził ją dalej i otworzył szybko drzwi od swojego samochodu.
-Nie możemy uciec z lekcji.- zaprotestowała, ale widocznie go rozbawiła, bo się lekko uśmiechną.
-A dlaczego? Przypominam ci, że teraz mamy basen ,,Królowo Śniegu''. Więc i tak byśmy się zmyli. No chyba, że chcesz im zasponsorować zimną kąpiel?- uniósł jedną brew jakby naprawdę pytał ją na serio, czy chciała celowo zamrozić parę osób z klasy.
-Dlaczego, się tak zachowywałeś?- zapytała obejmując się ramionami. Wciaż ją bolało to, że ,,jakaś Cecyli'' może go tak naturalnie dotykać. Ale on widocznie źle ją zrozumiał.
-Hej księżniczko. Jakbyś tam została, zamroziłabyś całą stołówkę. Mnie to nie przeszkadza. Sam lubie komuś przymrozić uszy w zaspie, ale bez przesady. Obrazisz kucharki i kto będzie gotował? Ja nie widzę się przy garach.- Elsa uśmiechnęła się, ale nadal była spięta.
Jack wzruszył ramionami i wślizgną się na miejsce kierowcy.
Westchnęła cieżko, rozglądając się wokół, ale nikogo nie było.
Nie miała zamiaru jechać na basen, ale czy była gotowa na otwartą rozmowę z Jackiem?
Nie... Ale i tak weszła do środka.
-Jack! Proszę cię! Zwolnij, chcę żyć i nie zapoznawać się blisko z tutejszymi drzewami.- Elsa od ponad pietnastu minut dosłownie wtapiała się w czarno-skórzane fotele w samochodzie Jacka. Nie wiedzia z jaką prędkości gnali i nie miała zamiaru otwierać oczu, aby sprawdzić, gdzie znajduję się obecnie wskazówka na prędkościomierzu.
Usłyszała jak Jack śmieje się i po chwili ich pęd przez obrzeża miasta się zmniejsza.
Jej żołądek się buntował, a serce podchodziło do gardła, ale jednak obecność Jacka koło niej...tak bliska, dodawała jej otuchy.
-Ty naprawdę chcesz się zabić, ale postaraj się mnie nie wciągać w swoje warjactwo.- nagle zaczęli ostro hamować, a Elsa gdyby nie pasy wpadła by z impędem na przednią szybę. Ale to nawet nie było przyjemne. Pas wbił jej się mocno w brzuch i otarł się boleśnie o szyję.
Otworzyła oczy, zdumiona i zobaczyła Jacka, który pochylał się nad nią z groźną miną. Jego oczy były czystym lśniącym, srebrem, ale biła od nich złość.
Miał ściągnięte brwi i zmarszczony lekko nos tak , że przypominał jej dzikiego wilka.
-Powiedz mi. - zaczął powoli. -Czego ty chcesz?- zapytał z powagą, wyrzutem i dziwną nieprzyjazną mocą w tonie jego głosu, na który się wzdrygnęła.
Mogła by się teraz go bać, ale jednak była tylko zdziwiona. Dlaczego się tak zachował?
-O co ci chodzi?-westchną, a jego rysy tylko delikatnie się wygładziły, ale wciąż był cały napięty.
-Mam cię nie mieszać w moje szaleństwo!? Na wszechobecny mróz bieguna! Idziesz za mną na zachodnią stronę. Wypytujesz o mnie ludzi i chodzisz za mną rządając odpowiedzi, ale gdy chcę się dla ciebie narazić i wszystko wyjaśnić ty się wycofujesz!
Księżniczko, powiedz mi więc proszę, bo już nie wiem. Czy chcesz się w ,,to'' mieszać, czy mam cię odwieźć spowrotem do domu?- Elsa nie mogła znaleźć słów. Miała rozwarte usta i chciała parę razy coś powiedzieć, ale nie mogła. Patrzyła na zezłoszczonego Jacka, który oznajmił jej przed chwila, że to on, chcę jej o sobie opowiedzieć, a Elsa się waha.
-Dlaczego się narażasz?- widocznie zaskoczyła go tym pytaniem, tak jak samą siebie. Opadł zdziwony na fotel z uniesionymi brwiami. Przeniósł wzrok na zaszronioną szybę od jego strony, lekko dotykając jej powierzchni. Wyglądał na zamyślonego, ale już nie na wytrąconego z równowagi.
-Nie wiem.- odparł po minucie.
-Co?- zapytała głupio, po czym wreszcie lekko się uśmiechną.
-Nie mam bladego pojęcia, dlaczego mam zamiar ci wszystko wyjaśnić, narażając się na ich złość i gniew.
-Kim są? Zagrażają ci?- parskną śmiechem, przenosząc wzrok na nią.
-Oni? Zagrażają.- zaśmiał się.- Nie w tym sensie. -nerwowa atmosfera stopniowo opadała, a Elsa dopiero teraz zobaczyła, że przez wybuchu Jacka, zamroziła całą deskę rozdzielczą, radio i kierownicę w jego samochodzie.
Podąrzył za jej wzokiem i uniósł brew do góry.
-Wybacz. Nie chcałem cię przestraszyć.- przejechał rozkojarzony dłonią, po powierzchni lodu, a on powoli znikał, zmieniając się w małe krople wody.
Elsa wytrzeszczyła oczy.
-Jak ty to zobiłeś?
-Przecież nie chcesz się mieszać w moje szaleństwo.-uśmiechną się łobuzersko. Urochomił silnik, obkręcając się w jej stronę.
-To gdzie panienkę zawieźć?- zapytał udając oficjalny ton szofera.
-Do szaleństwa.- zaśmiał się i ruszył, ale tym razem wolniej.
Teraz wiedziała, że to kompletne szaleństwo. Jechała z najprzystojniejszym chłopakiem w mieście i chyba, nie... Napewno, na świecie, jego luksusowym samochodem w stronę wielkiego domu z białego kamienia.
Znajdował się blisko zachodniej strony miasta, ale jednak nie była to tak okropna okolica jak w pobliżu baru.
Śnieg tu nigdzie nie zalegał, a jaśniał nienaruszoną bielą i lśnił pokryty lekkim lodem w blasku słońca. Aż dziw, że jednak tu jakieś promienie dochodziły.
Jego dom znajdował się w głębi lasu stworzonego głównie z wysokich sosen, o grubych zaszronionych pniach. Ich korony były żywo zielone, ale nawet mróz nie ukrywał ich świeżego koloru.
Nie wiedzieć dlaczego uśmiechnęła się na jakąś odmianę, niż biały kolor.
Nie było tu innych domostw tylko ten jeden potężny budynek.
Wyglądał jakby jego ściany były wyciosane z wielkiego bloku kremowego marmuru. Okna były duże ozdobine drewnianymi, ale starymi ramami. Z daleka dostrzegła, że jednak pomimu wielu lat widać było na nich piękne wyryte wzory.
Dach jak wszystko w mieście był przypruszony puchem, ale przebijał się jego czerwony kolor. Opadał delikatnie ku przodowi, podopieranemu przez masywne kolumny. Ganek nie był zbytnio ogrodzony, tylko małym ciemno wiśniowym płotkiem.
Jack stał obok niej i już czuła, że ją obserwuję i się uśmiecha.
Miała rację. Stał zwrócony w jej stronę spoglądając otwarcie z niebieskim blaskiem oczu. Nie był już zdenerwowany, ale lekko spięty. Ukrywał to zakładając ręce na pierś, ale widziała jego nerwy w układzie ramion.
Mimo to uśmiechał się promiennie ukazując zęby, które jaśniały bardziej od śniegu w promieniach światła, a nawet samego słońca.
-I co? Ujdzie?- zapytał.
-Jest tu pięknie.- uśmiechnęła się, a on parskną śmiechem.
-A spodziewałaś się, że wywiozę cię do lasu i zaciągnę do śnieżnej groty lub igloo?
-Może?- zaśmiał się i podszedł do niej łapiąc za rękę. Uniósł brew do góry widząc jej zdziwienie.
-A teraz myślałaś, że mam zamiar cię zabić dotykiem?
-To ja mogłabym cię skrzywdzić.- powiedziała smętnie, ale on zaśmiał się kpiąco.
-Ty? Skrzywdzić mnie? Królowo śniegu, nie mogła byś mnie nawet schłodzić w upalny dzień.
-Co?- teraz to już nic nie rozumiała. On przecież wiedział o jej zdolnościach, czyżby ją podpuszczał?
-No dawaj. Spróbuj, no nie wiem. Stworzyć szron na mojej skórze, tak na początek.- Elsa chciała się uwolnić z jego uścisku, ale trzymał jej rękę mocno.
-Jack zostaw mnie!- wyrywała się czując przejmujące ją przerażenie.
-Nic mi nie zrobisz, Elso.- powiedział to z taką pewnością, ale ona już czuła jak traci kontrolę.
-To...- czuła to. Jak jej moc się uwalnia. Jack i cała okolica powinna zamarznąć, pokryć się lodem, lub tkwić w śnieżycy, ale nic się nie działo.
Przestała walczyć, spoglądając na jego uśmiech triumfu, całkowicie zaszokowana.
-Jak ty to robisz? To nie pierwszy raz. Ty...czy ty...
-Blokuję twoje niekontrolowane wybuchy mocy.?- zamyślił się sztucznie.
-Raczej tak. Gdyby nie ja, to już cmentarz byłby pokryty lodem, stołówka i przede wszystkim mój dom i ja.
-Ale... Jak?- złączył ich dłonie krzyżując palcę i pociągając w stronę domu.
-Obiecałem wyjaśnienia w domu, a nie przed nim.
Gdy minęli kolejne arcydzieło rycia wzorów w drewnie w formie wielkich, dębowych drzwi wejściowych, Elsa nie zaznała spokoju.
Po pierwsze weszła do jasnego, przestronnego holu, wychodzącego wprost na piękne poświetlane po bokach wijące się ku górze mahoniowe schody.
Po drugie, stała na czerwonym perskim dywanie, w którego powierzchnie gdzieniegdzie dodano złote, połyskujące nici tworzące ładne zawijasy.
Po trzecie, wszędzie czuła przepiękne i przesłodkie zapachy, których wszystkich nie mogła określić. Czuła cynamon, wanilię, ciasteczka czekoladowe, miętę, igliwię, zapach lasu i żywicy, oraz wielu innych. Wszystko łączyło się z zapachem Jacka.
Weszła trochę dalej i ujrzała rozchodzące się po obu stronach przy schodach korytarze. Dostrzegła salon połączony z kuchną za pomocą jasno drewnianego blatu, a po drugiej drogę prowadzącą do innych pomieszczeń ukrytych za drzwiami.
Poczuła jak Jack zdejmuję jej kurtkę z ramion i wiesza na metalowym uchwycie wieszaka.
Sam już nie miał nic na sobie oprócz przylegającej do jego umięśnionego torsu niebieskiej bluzki, tak teraz pasującej do jego błękitnych oczu swoją barwą.
Włosy miał w nieładzie, ale w pięknym, a na jego czarnych spodniach nie było oznak wilgoci czy pozostałości po śniegu. Nawet na butach nie znalazła najmnejszego płatka.
Spojrzała na siebię i też nie było śladu bieli. Podniosła nogę do góry spoglądając z boku na podeszwę, ale nawet nie była mokra.
Jack zaśmiał się.
-Nie martw się. Raczej w nic nie wdepnęłaś. Choć do salonu. W holu też się kiepsko rozmawia.
Chciała już teraz rządać wyjaśnień, ale znów ją chwycił za dłoń i poprowadził dalej.
Tak jak wcześniej nieco zauważyła, kuchnia wychodziła na salon, oddzielona pięknym blatem. Szafki kuchenne tak jak wszystkie najmniejsze drewniane meble i wykończenia, były ozdobione, wzorami roślin połączonych z płatkami śniegu.
Salon był przestronny, a na jego środku znajdowała się wygodna ciemna kanapa wychodząca na szerokie okno ukazujące las. Koło niej była następna skierowana w stronę dużego plazmowego telewizora i radia. Przy tej samej ścianie mieścił się kominek, ale nie palił się w nim żaden ogień.
Rozglądała się, ale nawet nie zobaczyła grzejników.
-Nie jest ci zmino?- zapytała na co on znów się roześmiał.
-Mi zimno? A powiedź mi, czy ty lubisz ciepło Królowo Lodu?
-No... Jest mi obojętne, chociaż wolę jak nie jest gorąco. Dlatego Anna siedząc u mnie w pokoju ma na sobie gruby sweter.-
-No widzisz. Mi zimno i ciepło całkowicie jest obojętne. Chociaż jak ty, wolę to pierwsze.- znów uciął rozmowę puszczając jej dłoń i kierując się do kuchni.
Wstawił wodę i wyciągną jakiś pojemnik.
-Lubisz czekoladę?- zapytał z uśmiechem.
-A kto nie lubi?- jego uśmiech się pogłębił.
-Jak przebrniesz przez wstęp mojego warjackiego świata, to może zapoznam cię z kimś kto jej nie lubi.
Po kilku minutach ciszy i szybkiej pracy Jacka, Elsa teraz siedziała na kanapię, z parującym ciepłym kubkiem w dłoniach, a koło niej był Jack.
Czekolada był pyszna, nawet lepsza niż w ich kafejce, a nawet od tej, którą robiła Anna. Upiła duży łyk, parząc sobie język, ale było warto.
Oparła się odstawiając kubek na szkany stolik przed nią, opierając się o bok sofy.
Jack nawet nie tkną swojego kubka, który parował koło jej, a on sam był całkiem rozluźniony. Nie mogła tego powiedzieć o sobie.
-No więc. Możesz ujarzmić moje moce?-
- Tak.- powiedział jakby to była błahostka, lub coś nieistotnego ze stoickim spokojem.
-Zmino ci nie przeszkadza, dlatego chodzisz tylko w cienkiej kurtce, nawet w największe mrozy.
-Tak.
-Twoje oczy zmienają barwę z srebrnego na błękitnego i na odwrót.
-Tak.
-Zależy to od twojego samopoczucia.
-Tak.
-Dlaczego zmieniają kolor?
-Zadaj najpierw inne pytanie.- powiedział z uśmiechem.
-Kim tak naprawdę jesteś?
-Poprawne pytanie. Jestem Strażnikiem.
-Takim jak w więzieniu...
-Nie. W innym sensie. Jestem obrońcą wiary i bezpieczeństwa dzieci, a teraz wszystkich ludzi na ziemi.
-W jaki sposób? Jesteś jakimś supermanem?- zaśmiał się głośno.
-Oh, ten facet chciałby być taki fajny jak ja. Zadaj odpowiednię pytanie.
-Dlaczego? Nie możesz mi tego po prostu powiedzieć?-
-Nie. W tym jest sęk. Nie mogę o tym opowiadać otwarcie. Mogę tylko odpowiadać na twoje pytania. Dopiero później, jak już poznasz większość prawdy mogę ci opowiedzieć to lepiej.
-To...masz jakieś moce? Bo raczej normalne osoby, mogę zamrozić.
-No nie jestem normalny. Tak jak ty. Jesteś wyjątkowa Elso i ja też. Zadałaś dobrę pytanie, ale czy chcesz usłyszeć odpowiedź?- Elsa zagryzła nerwowo wargę.
Chciała tego. Poznać go. Tak jak nikt inny, ale czy była gotowa? Czekała na kogoś tak wyjątkowego, innego niż reszta. Tak jak ona, a teraz właśnie taki ktoś siedział koło niej czekając na jej jedno słowo. Słowo, które przesądzi o wszystkim.
Jack był jakimś cudem, ale czy jego świat jest również taki jak on?
-Tak.- odparła z mocą. Westchną, ale Elsa nie wiedziała czy z ulgą.
-Tak jak ty Elso, mogę panować nad zimą. Śnieg, lód, szron wszystko co zimne należy do mnie. Ostatnio okazało się także, że mogę rozwijać swoje umiejętności i panować na przykład nad wodą, która jest chłodna, ale to jest bardzo trudne.
Potrafię panować i wzywać chłodne północne wiatry, przez co mogę latać. Jest tego o wiele więcej, ale tyle na razię wystarczy.- Elsa gapiła się na niego z wytrzeszczonymi oczami i otwartymi ustami, których nie mogła zamknąć.
-Ty... Latasz?- zaśmiał się.
-Mówię ci, że mam taką samą moc co ty, a nawet większą, a tobie latanie w głowie. Tak mogę. Może ty też byś mogła.
-Ja? Przecież ja nad samą sobą nie panuję, nie mówiąc o zimnej wodzie, lub chłodnych wiatrach.
-To prawda, ale jakbyś trenowała to by ci się udło.
-A tobie ile to zajęło?- uśmiechną się, jakby czekał na to pytanie.
-Nareszcie zadałaś kolejne dobre pytanie. Jeśli mnie pamięć nie myli to jakieś 420 lat, no oprócz 18, bo przeżywałem wtedy lekki bunt młodzięczy.- Gdyby mogła, jej szczęka opadła by jej na kolana, później upadła by na wykładaną białym dywanem podłogę.
-Co? Czy ty powiedziałeś 420 lat?
-Tak.
-Przecież to niemożliwe!- zaśmiał się z kipną.
-Elso. Niemożliwe? Weź przestań. Spójrz prawdzie w oczy. Jesteś osobą władającą lodem, ja też kimś takim jestem, a to raczej nie jest normalne w świecie ludzi.
No powiedź. Czy nie tego pragnęłaś? Poznać kogoś takiego jak ty? Czy nie zastanawiałaś się, nad tym, czy jesteś jedyna?- Jacka trafił w sedno.
Zawsze była inna i odstępowała od normy. Pytała siebie samą czy jest jakimś dziwadłem i marzyła o spotkaniu kogoś takiego jak ona. Myślała godzinami o tajemnicach świata, a największa siedziała właśnie z nią na kanpie, uśmiechając się szeroko.
-Dlaczego jesteśmy inni? Skąd się bierzemy?
-Kolejny punkt za dobre pytanie. Od Księżyca. Wszystkie moce i nasze zdolności pochodzą od niego. Jest źródłem wszystkiego co dobre i magiczne na świecie.
-Ja też jestem Strażnikiem?
-O nie. Ty jesteś wyjątkiem. Niektórzy zasłużeni śmiertelnicy zyskują w oczach Księżyca czynąc dobro, poświęcając się i zostają powołani na Strażników, ale ty nie. Masz moc zapewne od urodzenia, czyli sam Księżyc musiał cię przy narodzinach obdarzyć. Nie wiem czemu, ale miał w tym jakiś cel i powód.
-Jak zostałeś Strażnikiem?
-Uratowałem siostrę.- powiedział to z grymasem bólu, który zabrał jego niezchodzący mu od dawna uśmiech. Nie chciała teraz go naciskać, widocznie to nie był dla niego łatwy temat.
-Czyli pomagacie ludziom? W jaki sposób?
-Dając im nadzieję, radość, zabawę i spokój. Pomagamy im w snuciu marzeń, dobrych snach, czystych myślach i chronimy przed złem.
-Jakim złem?
-Księżyc to nie jedyna potężna siła. Oczywiście jest jeden księżyc i jedno źródło, ale zapewnie słyszałaś o momentach zaćmienia lub jego tajemniczych fazach.
-Tak.
-W tym czasie uwalnia się przeciwna energia. Odwrotna, ale równie potężna. Wtedy zostają wybrane inne istoty, które przeczą naszym celom.
-Jest was więcej?
-O tak. Ale znów złe pytane.
-Wymienisz mi obecnych strażników?-
-Coraz lepiej. A więc Mikołaj, Zając Wilkanocny, Piaskowy Lodek, Zębowa Wróżka i jeden frajer.
-Kto?
-Ja. -uśmiechną się sucho.
-Dlaczego?
-Elso. Zostałem powołany do walki w niekomczącej się bitwie. Jestem nieśmiertelny, ale moi wrogowie też. Walczymy, a powstają nowi. Nie wiemy jak, bo ostatnie zaćmienie było wieki temu.Pomyśl sobie, że jesteś zatrzymana w czasie, wszystko idzie dalej, a my pozostajemy tacy sami. Czasem tylko przechyla się szala, na naszą, lub ich stronę,ale nic po za tym. Wyobrażasz sobie życie przez które prawie nikt cię nie widzi. Nie możesz z nikim pogadać, odłączyć się...
-Ale przecież rozmawiamy.- Jack sięgną do szyi i spod bluzki wyciągną srebrny wisiorek z niebieskim kamieniem.
-Co to? Jest piękny.- patrzyła jak mimo niebieskiego koloru kryształu wydobywają się z jego głębi piękne mieniące się kolory.
-To kamień strażnika. Dostaję się go, gdy się wykażesz w naszych szeregach. Każdy ma jakąś dodatkową moc, która nam pomaga. Ja dostałem możliwość aby ludzie widzieli mnie pomimo wiary.
-Innych strażników nie zobaczę?
-Ty już tak. Poznałaś nasz sekret, ale ludzie którzy nie wierzą w ich istnienie nie. Łatwiej jest przekonać dzieci do wiary, a gorzej z dorosłymi i nastolastkami.
-Ale po co mają was widzieć? Po co wam ich wiara?
-Mnie widzą wszyscy, więc można to określić mianem wiary. Każdy człowiek, który mnie zobaczy daje mi moc, więc jestem najsilniejszy w szeregach. Od wiary pochodzi nasza energia.
-To wszystko jest niesamowite!- Jack zrobił dziwną minę, ale po chwili zniknęła.
-Może.
-Ej. Co się stało wtedy na cmenrarzu?- uśmiechną się łobuzersko.
-Aby wyjawić nasz sekret trzeba to uzgodnić z resztą. Wtedy gdy się na mnie natknęłaś jeszcze nie podjęto decyzji, więc Piasek cię uśpił, bo bym się wygadał.
Była noc więc to on mnie pilnował.
-Czekaj. Pilnowalu cię?
-Tak. I to jak. Ostatnio był to Zając, a on mnie strasznie wkurzył. Dlatego wybiegłem z klasy, gdy mnie dotknęłaś.
-Ale inni mogli cię dotykać.- Jack był zdezorientowany jej grymasem, a po chwili zanosił się śmiechem.
-Chodzi ci o Cecyli, prawda? Elso...-przybliżył się do niej, aż poczuła jego oddech na twarzy.- Mówiłem ci. Jesteś wyjątkowa. Żaden śmiertelnik nie mogłby czegoś podobnego zauważyć, ale ty tak. Zapewne nikt nie widział jak się czasami szybko poruszałem, jak zmieniają mi się oczy, a dziś jak błysnąłem Roxy po oczach.
-A właśnie, widziałam te niebieskie iskry. Co jej zrobiłeś?
-Odwlokłem śmierć Jamiego. Jestem strażnikiem Zabawy, a Kapucha lubi się na kimś wyżywać. Więcej frajdy dostanie go gnębiąc, niż zabijając, a on ma szanse jej uciekać.- wzruszył z uśmiechem ramionami.
-Masz jeszcze jakieś tajemnice?- znów pojawił się jego figlarny uśmiech.
-Całą masę, ale najpierw chcę ci coś pokazać...
Kobieto to jest takie piękne! Przepiękne! Muszę to przeczytać drugi raz!
OdpowiedzUsuńo mòj boszzzzz!!!!! nareszcie cuuuudowny rozdział juz nie mogłam się doczekać!!!!! :D a tu jest!!!! i to jaki!!! genialny, az kipię z emocji i błagam o więcej!!! ^0^
OdpowiedzUsuńO kurde!!!!Next next!!!!!S-Z-Y-B-K-O - SZYBKO!!!!!
OdpowiedzUsuńCzytam i czytam i nie mogę przestać!!! RATUNKUUU!!! odklejcie mnie od komputera X_X
OdpowiedzUsuńMam tak samo. Tylko mnie trzeba odklejać od telefonu. Juliko jak ty to robisz? Masz różdżkę? Nie no po prostu masz talent. To twoja moc :3
Usuńco on tak cały czas pokazuje? ale dobrze :) tralalalalalalalala takie cudeńko 0.0 talent nad talentami pozdrawiam
OdpowiedzUsuńW takim momencie ???
OdpowiedzUsuńNo weź !!!
Szybkiego nexta proszę (:
Nominowałam cię do LBA
OdpowiedzUsuńWięcej szczegółów tutaj :
http://jackielsaloveisneverending.blogspot.com/
PS : Wpadniesz ? Ostatnio cię nie widziałam na moim blogu :) Jeśli nie to przepraszam i życzę weny :)
Cudo, Cudo i jeszcze raz cudo.
OdpowiedzUsuńTo się nazywa mieć tablet pisarski.
Trzymaj tak dalej, Weny!!!!
P.S Zapraszam do mnie:
Jelsa- czyli syrena i strażnik