środa, 21 stycznia 2015

Rozdział 3 W jednej ławce

Elsa szła spowrotem do domu po powrocie siostry i Bennettów z zajęć na basenie.
Szli teraz zaśnieżonymi drogami pożegnawszy się wcześniej ze znów kłócącym się rodzeństwem.
-Jeju. Elsa jesteś przecież no wiesz królową śniegu, a musimy brnąć w tych zaspach. Już czuję jak mi coś chlupocze w butach. -nażekała Anna podnosząc strasznie wysoko nogi.
-Ej to nie ja nasypałam na drogę, nie będę teraz jej dla ciebie odśnieżać. A poza tym co mam zrobić? Królowa ma cię nieść na plecach? To raczej ty powinnaś nieść Królową.- Anna spiorunowała ją wzrokiem i uśmiechnęła się po chwili.
-Chciałabyś. Ale jeśli będziesz musiała mnie dostarczyć do szpitala, bo odpadną mi palce u stóp, to wyczarujesz mi jakieś sanki.
-Wiesz, że nie potrafię. Mogę ci zafundować dodatkowe odmrożenia i dorzucę jeszcze prywatną śnieżycę w gratisie.- dodała omijają wielka górę.
-Ale jedno nam się udało. Pierwszy dzień i nikomu nie zfundowałaś mroźnego guza.- Elsa zagryzła nerwowo wargę i znów zaczęła pocierać dłonie.
-O oł. Elsa. Nie mów mi, że jednak coś zrobiłaś.- Anna zbyt dobrz ją znała by nie zauważyć, że coś ją trapi. Ale co ma powiedzieć? Że staranowała najpopularniejszego chłopaka w szkole. Że jest idealnym przykładem, że anioły istnieją. A może, że jego oczy nienaturanie zmieniają kolor. Każda z tych opcji nie wchodziła w grę.
- Nie nic. Po prostu się martwię. Polubiłam Bennettów i tą szkołę i nie chcę niczego zepsuć.- Anna chyba pozbyła się reszty wątpliwości i przytuliła siostrę.
-Będzie dobrze. Trzymaj się mnie.- wskazała dumnie na swoją pierś.
-A co z basenem? Jak mam się z niego wymigać?- Elsa pomyślała, że mogłaby zapytać o to Jacka, ale nie jest jeszcze gotowa do zamienienia słowa z półbogiem nie rumieniąc się i bez plątania się języka.
-Hym. Może uczulenie na chlor? To chyba dobra wymówka. Ej umówiłam się jutro z Sophie w Tamerze. Idziesz?- zapytała, ale miała tak podniecony głos, że Elsa i tak by się jej łatwo nie pozbyła.
-Jasne. A będzie Jamie?- zapytała tylko po to aby wypytać go o więcej infomacji o Jacku.
-Nie wiadomo. Podobno coś tam z Jackiem będzie wyrabiał przed szkołą. A podobno ten Jack to największe ciacho w szkole. Szłyszałam od innych dziewczyn, że się o niego zabijają, ale jest wolny.
-Tak też tak słyszałam. -Elsa spuściła wzrok i mimowolnie się zarumieniła.

Pogadała jeszcze trochę z Anną o jutrzejszym dniu i wymigała się zmęczeniem. Gdy znalazła się już pośród swoich czterech ścian oddetchnęła głęboko.
Rzuciła się na łóżko rozmyślając o szkole.
Myślami wracała do zdarzenia w bibliotece, stołówce i przedsionku. Wszystko dotyczyło Jacka. Trudno było jej się do tego przyznać, ale uważała go za kogoś wyjątkowego i interesującego.
Jest przecież przkładem jednej z rzyskiej rzeźby Dawida, pomimo to nie wykożystuje swojego uroku, a ma go sporo. Jest jednym z najmilszych osób, które poznała, ale jednak coś ukrywa.
Jest pewna, że jego oczy były najpierw srebrzysto szare, by później zmienić barwę niszym błękit nieba.
Do tego dlaczego sportowiec jego pokroju, tak jak jej mówiono, nie pływa.

Zasnęła niespokojnym i któtkim snem. Wciąż śniły jej się zmieniające barwę oczy, które śledziły ją wzrokiem. Budziła się także mając wrażenie, że ktoś ją obserwuję.
Jednak, gdy zapalała lampkę, pokój był pusty, a wiatr delikatnie szarpał zasłony.
Spotkały się z Sophie godzinę przed szkołą w kafejce zajadając się rogalikami i popijając gorącą kawą z cynamonem.
-Elsa co z tobą?- zapytała przyjaciółka wyrywając ją z transu.
-Przepraszam. Kiepsko spałam tej nocy.- uśmiechnęła się blado ogrzewając dłonie o swój ciepły jeszcze kubek.
-Mamy jeszcze pół godziny przed zajęciami. Jamie prosił o dostarczenie mu racji żywnościowych przed bitwą.- mówiła to udając żołnierski ton i salutując. Anna zachichotała, a Elsa się zdziwiła.
-Przed bitwą? Jaką?-
-Na śnieżki. To , można powiedzieć jego ulubiona zabawa przed nudą w szkole, jak to mówi. O może poznacie Jacka. Jeszcze nie przegapił żadnej z nich.- Elsa od razu się rozbudziła na samo jego imię. Miała zamiar wcześniej wypytać o niego Sophie, ale to nie leżało w jej naturze. Nigdy tak bardzo się kimś nie interesowała, nie mówiąc o chłopcach. Przełknęła głośno ślinę i założyła swoje bawełniane rękawiczki dla bezpieczeństwa. Jeszcze czego brakowało, aby zamroziła najlepszą kafejkę w miasteczku pytając o chłopaka.
-Dobrze znasz Jacka?-Sophie zakrztusiła się kawałkiem ciasta i musiała go popić dużą ilością kawy, przez co popażyła sobie język i gardło.
-Tak. Przyjaźnimy się od dawna. Ale on jest prawdziwym kumplem Jamiego. A co?- zapytała przypatrując się dziwnie Elsie.
- A nic, po prostu dużo o nim słyszałam. Byłam ciekawa.- wruszyła niby od niechcenia ramionami, ale znów patrzyła przez okno.

Znów było zimno, ale tym razem świeciło słońce. Niebo było całkiem czyste i teraz raziło jak słońce jasnością swojej barwy. Drogi zostały porządnie odśnieżone i teraz powstały gigantyczne zaspy przypominające góry.
-Macie jakieś doświadczenie w bitwach na śnieżki?- zapytała je Sophie, która nakładała sobie kaptur szczlenie na głowę. Nawet związała swoje jasne włosy i dobrze schowała.
-Takie sobie. Elsa ma lepsze. -Anna wyszczerzyła się do siostry, a ona szturchnęła ją ostrzegawczo. Ale ona tylko wzruszyła ramionami.
-To dobrze, bo teraz wam się to przyda. Tam gdzie idziemy nie biorą jęńców. Chyba, że wrzucają do zaspy.
Siostry wymieniły spojrzenia, Anna podniecone, a Elsa trochę niepewne.
-Ej jakby co to zaraz się ulotnicie. Ale ja muszę tam znaleźdź Jamiego.
Sophie naprawdę nie kłamała mówiąc, że to prawdziwa bitwa, a nawet wojna na śnieżki. Na wielkiej polanie nieopodal szkoły były zbudowane wcześniej zapory na przeciwników i gigantyczne składy amunicii.
Wszystko może było zorganizowane, ale na polanie panował istny chaos. Wielkie, średnie i małe kule śniegowe latały we wszystkie strony. Niektórzy mieli już dobrą wprawę i niczym tańcząc unikali pocisków. Niektórzy już leżeli głowami w zaspie, a nawet zasypani do pasa w dół.
Elsa nie pochamowała uśmiechu na te sceny, ale sama im nie zazdrościła. Ona może nie przejmowała się zimnem, ale oni już lekko zsinieli i teraz obejmowali się trzęsąc jak osiki.
-Jak mamy znaleźdź tu Jamiego?- zapytała Elsa robiąc właśnie unik.
-Nieźle. Szukajcie największej zadymki, to proste.- powiedziała to i już zniknęła pośród lecących pocisków. Elsa odwróciła się do Anny, ale jej też już nie było.
-No super.- ruszyła ich śladem, unikając zderzenia z latającymi śnieżkami. Nie wiedzieć czemu, Elsa zaczęła się czuć tutaj swobodnie, a nawet zaczęła cicho chichotać.
Zobaczyła swoją grupkę, od stolika w stołówce i ta bitwa wydawała się rzeczywiście najostrzejsza.
Już James dorwał Billego i siedząc na nim nacierał go śniegiem po twarzy. Kolejne osoby celowały precyzyjnie mając najlepsze doświadczenie i ich rzuty były zawsze celne.
Już po chwili Elsa dostrzegła Jamiego, który teraz próbował wrzucić siostrę do zaspy, a jedynie Anna chciała jej jakoś pomóc mocując się z jego nogą. Miała już rumieńce i śnieg we włosach.
Elsa wzięła garstkę śniegu podkradając się do nich i jednocześnie wzmacniając pocisk mocą, zamachnęła się i trafiła mu prosto w głowę.
Jednocześnie zaskoczony i zdezorientowany puścił Sophie i teraz szukał sprawcy.
Gdy jego wzrok padł na Elsę jednoczśnie się zdziwił i uśmiechną.
Sophie pozbierała się i już kroczyła przez polanę z Anna pod ręką.
-Dzięki. Nie mialam ochoty gryźć śniegu, a twoja siostra wcale nie pomagała.- spiorunowała ją wzrokiem i obdarzając Elsę uśmiechem wdzięczności.
-No ej. Przecież ci pomagałam.
-Jasne. Mocowałaś się z moją nogą. Niezły rzut Elso, jeszcze mnie czaszka boli.- podszedł po chwili Jamie strzepując śnieg ze swojej czupryny. Elsa znów się zarumieniła i zaczęła mu pomagać.
-Sorry. Ale zamierzałeś zakopać Sophie.
-Nie przepraszaj. To był mistrzowski strzał. Szkoda, że Jack go nie widział.
-Ja nie widział. Ja wszystko widziałem i szkoda, że nie zrobiłem tego sam.- Elsa aż podskoczyła jak za nimi pojawił się Jack. Był cały w śniegu, ale uśmiechał się tak promiennie, że to dziwne, że się nie rozpuszczał.
-Chciałbyś Frost. Uprzedziła cię dziewczyna. Chyba się starzejesz.- puścił do niego oczko, a Jack parskną śmiechem.
-Jeszcze czego. Żebym wylądował w jakimś domu starców i omijał takie chwile gdy obrywasz prosto w twarz śnieżką od Elsy.- Jamie i Sophie jednocześnie zamrugali.
-Znacie się?- zapytała Sophie.
-Powiedzmy, spotkaliśmy się wczoraj w dość niekomfortowej sytuacji i pozie.- wyszczerzył się do zarumienionej już Elsy. Jej policzki płonęły i miała tylko ochotę aby ktoś ją wrzucił do zaspy.
-To super. Już myślałem, że czeka mnie jakieś głupie zapoznanie.- Jamie właśnie dobierał się do ciastek kupionych przez Sophie.
-Ej podziel się z kumplem.- Jack wyrwał mu szybko torbę, a Elsa nawet tego nie zauważyła. Jakby poruszał się szybko jak wiatr. Sophie chrząknęła, a Jack tylko wzruszył ramionami. Elsa czuła, że coś ukrywają.
-Jack chyba nie poznałeś Anny.- zmieniła temat.
-Tak. Jestem Jack Frost. I już jesteśmy zapoznani. Ej muszę się zbierać.- Elsa jeszcze chciała go zapytać o parę spraw, ale jego już nie było. Zamrugała nie wierząc i popatrzyła się na resztę.
Jamie zajadał się kolejnym rogalikiem, a Anna gadała już z Sophie.
Czy tylko ona uważała, że Jack porusza się nienaturalnie szybko?

-Gdzie jest Jack?- zapytała wreszcie Elsa gdy wchodzili do szkoły.
-Nie wiem. On często ma jakieś swoje sprawy.- wzruszył ramionami i uśmiechną się przyjaźnie, ale widziała coś takiego co już wcześniej zauważyła u Sophie.
Zawsze jak poruszała jakiś temat związany z Jackiem robiło się dziwnie. Oni coś wiedzieli o nim i woleli o tym nie gadać. Ale Elsa chciała i to bardzo.
Jakby tylko mogła z nim porozmawiać...
-Elsa Grey?- podszła do nich starsza kobieta w szykownym, ale całkiem szarym sroju.
-Tak.- odparła po chwili zdzwiona Elsa. Rozpoznała ją. Widziała ją w sekretariacie, gdy Sophie załatwiała dla niej i Anny papiery.
-Jest zmiana w twoim planie i przenosisz się do grupy wyższej.- Elsa próbowała przetrawić i zrozumieś to co właśnie powiedziała jej ta kobieta.
-Jak to?- odezwała się zirytowana Sophie.- Nowe osoby nie mogą zostać już przeniesione. Nie będziemy razem na zajęciach.
-To polecenie dyrektora. Panna Elsa dobrze się spisywała w porzednich szkołach i może już teraz zacząć rozszerzony materiał.- Sophie chciała się jeszcze kłucić, ale sekretarka spiorunowała ją wzrokiem i poszła sztywnym krokiem w stronę gabinetu.
-No ej. Ja nigdy nie zostałam przeniesiona. No i co, że mam tróję z matmy. Zasługuję na to.- Jamie chrząkną i Sophie teraz dopiero przypomniała sobie o Elsie.
-Sorki.- uśmiechnęła się przepraszająco.
-Dla mnie super. Będziesz w grupie Billego i Jacka.- tym razem to Elsa zamrugała gwałtownie.
-Jack uczy się w lepszej grupie?
-No tak. Jest na poziomie Billego, a nawet dawał mu raz korki.- Elsa nie wyobrażała go sobie nad stosem książek, ale raczej na sesjach zdjęciowych lub do pozowania na zajęciach artystycznych.

Po paru minutach odnalazła odpowiednią salę i okazała się o wiele obszerniejsza i lepiej wyposażona od innych. Pierwszą miała chemię, którą szczerze lubiła więc odetchnęła z ulgą. Nie chciałaby się wygłupić pośród tych uczniów swoją małą wiedzą z bilogii pierwszego dnia.
Gdy weszła dalej zobaczyła specjalne blaty z zastawą zlewek i różnych płynów o jaskrawych barwach. Były też palniki, wskaźniki i już przygotowane roztwory.
Rozejrzała się i zobaczyła wolne i ostatnie miejsce przy oknie. Podeszła ciesząc się, że nie musi je z nikim dzielić.
Nauczyciel wszedł równo z dzwonkiem i rozpoczą zajęcia. Elsa uśmiechnęła się z przerabianego już wcześniej tematu kwasów i zaczęła sie rozglądać po uczniach.
Nawet nie wiedziała, że szukała Jacka, gdy po chwili nie wszedł cały mokry z świeżym śniegiem na włosach.
-Frost. Znów spóźniony. Siadaj szybko, bo odwiedzisz dyrektora.- powiedział surowo nauczyciel.
-Jeśli będę go tak często odwiedzał ludzie pomyślał sobie coś źle o mnie.- nauczyciel poprawił okulary i podszedł lekko do niego.
-Siadaj Frost na swoim miejscu i mnie nie denerwuj.
-Ale miałem właśnie zacząć swoją normę. Nie chcę zmieniać przyzwyczajeń. -nauczyciel prychną i odwrócił się czerwony do tablicy rusując wzór.
Elsa przyglądała się mu i nagle zrozumiała, że jedyne wolne miejsce jest właśnie przy niej.
Jack odwrócił się do niej i usmiechną. Podszedł leniwym krokiem i rzucił plecak na podłogę.
Elsa znów była zdecydownie za blisko niego i już zaczęła sie rumienić. On jednak rozwalił się na ksześle i wlepił wzrok w pustą ścianę.
Elsa była teraz nie tylko zniewalana jego urokiem, ale także niesłychanym zapachem.
Pachniał tak słodko. Raz czuła miętę, a po chwili zmieniła się w zapach lasu, igliwia, ciasteczek i niesłychanej świeżości.
Nagle przeniósł wzrok na tablicę i uśmiechną się pokazując wszystkie swoje śnieżnobiałe zęby.
-Panie Conors- powiedział to tak niewinnie i słodko, że niektórzy uczniowie zachichotali.
-Czego tam Frost?- zapytał groźnie, ale Jack nadal się uśmiechnął.
-Źle pan narysował wzór.- nauczyciel popatrzył na tablicę i bezgłośnie przeklną pod nosem. Wstał niechętnie i rzeczywiście. Jack mial racje w drugim przykladzie był drobny błąd.
Elsa popatrzyła zdziwiona na Jacka i zobaczyła, że teraz był jeszcze bliżej i przypatrywał się jej z figlarnym uśmieszkiem.
Elsa zaniemówiła. Był tak blisko. Poczuła znów miętę i ciepły oddech na swojej twarzy. Ale znów się zdziwiła. Był dla niej przyjemny. Nie tak różniący się od jej,ale to przecież niemożliwe. Musiałby mieć taką temperaturę co ona.
-Nie jest ci zimno?- zapytała patrząc jak jego cudowne białe włosy zaczęły się sklejać od rozpuszczonego śniegu. Krople spływały po jego idalnej twarzy niesłychanie błyszcząc.
-Nie. A tobie?- zapytał ledwo hamują parsknięcie, jakby Elsa zadała bardzo śmieszne lub głupie pytanie.
-Nie.- to było prawdą. Jej policzki ją pażyły, a sam czuła się jakby od jedo wzroku miała właśnie spłonąć.
-Jesteś zadowolona z zajęć?- nachylił się do niej na wysokość twarzy, obkręcajac się tak, że stykali się nogami. Elsa zamrugała gwałtownie, bo jego ciuchy powinny być zimne i mokre, a były ciepłe i całkiem suche. I jeszcze to pytanie...
-Co?- zapytała głupio, a on usmiechną się szerzej.
-Bo wiesz sporo się napracowałem, abyś tutaj trafiła.
-Co??- teraz nie pohamował śmiechu.
-Będziesz tak cały czas odpowiadać. Pytaniem? Może jakieś lepsze, a nie ,,co''?.- Elsa znów zauważyła ten blask w jego oczach i nagle szarość zmienila się w błekit.
-Często kolory twoich oczu się zmieniają?- zapytała, ale tym razem nie opuscił głowy. Przysuną się jeszcze bliżej i niemal stykali się nosami. Jego twarz, oczy i oddech nie pozwalały jej się ruszyć, a nawet myśleć. Tonęła w błekicie jego oczu i już nie wiedziała, czy lepsze są te srebrzyste czy te.
-Ostatnio, coraz częściej.- nagły dzwonek przeraził Elsę, aż podskoczyła na krześle.
Jack podniósł się szybko z miejsca i zaśmiał.
-Do zobaczenia Elso.- wyleciał z klasy przed wszystkimi pozostawiając dziwny i chyba... Zimny podmuch.


12 komentarzy:

  1. Czy będą siedzieć razem na wszystkich lekcjach? ^.^
    Świetny rozdział. Anioł Jack xD
    Weny!
    Anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje. A czy Jack nie jest aniołem. Ratuję swoją siostrę i zostaje strażnikiem dzieci, po prostu anioł stróż.

      Usuń
    2. Rzeczywiście, jeśli się głębiej zastanowić, to owszem jest. No i w końcu zawitał u mnie ze śniegiem! Mało, ale na początek może być ^.^
      Anna

      Usuń
  2. Awwww Boskie <3 życzę CI weny i dużo czasu ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj czasu jak najwięcej. Wena zawsze jest, gdy cztam wasze komy, to aż pulsuje mi od niej głowa. Ah te ciągłe migreny twórczości.

      Usuń
  3. Brak....mi....słów :) i znowu rewelacja Juliko ;) Tylko pogratulować :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mi brak słów, kiedy piszesz mi takie komy, aż się rumienię.
      Dziękuję i przesyłam mroźne pozdrowienia!!

      Usuń
    2. Hehe no wiesz...Ja co najwyżej mogę czyścić Ci buty :P ps. U mnie też pada śnieg ;)

      Usuń
  4. *U* ja tu się roszpuszczam :D przez ciebie xD chyba zwariowałam przez ciebie. Kiedy next bo będzie ze mnie woda tylko :)
    weny mroźne całuski

    OdpowiedzUsuń
  5. Już zamawiam Jacka lub Elsę, aby cię mrozili i abyś się trzymała.
    Next już blisko.
    Dzięki i lodo-całuski!!

    OdpowiedzUsuń
  6. yyy Jack, jaki podryw xd
    Słodko było w tym ostatnim fragmencie :*

    OdpowiedzUsuń