niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 6 Podwózka

Elsa obudziła się gwałtownie rozglądając i wytężając wzrok. Zdziwienie nie ustępowało nawet kiedy stwierdziła, że leży w piżamie w swoim łóżku.
Zmarszyła czoło przypominając sobie wczorajszy dzień.
Była w szkole, została przeniesiona do lepszej grupy i siedziała w ławce z Jackiem...Jack!
Pamiętała jak poszła go szukać na zachodnią stronę miasta. Jak wstąpiła do baru i wreszcie odnalazła go pokierszowanego nożem na cmentarzu.
Wstała odrobinę za szybko i za gwałtownie, aż zobaczyłaa mroczki, a świat zawirował. Oparła się o framugę łóżka i teraz dostrzegła swój plecak, oparty koło ściany.
Podeszla do niego szybko i wyczuła, że jest jeszcze wilgotny.
-Czyli to wszystko prawda!- powiedziała to i szybko wybiegła z pokoju. Gdy otwierała drzwi wpadła z rozbiegiem na Annę. Omal się na nią przewracając krzykneła z uśmiechem przytulając siostrę.
-Oh, Anno. -była w dziwnym nastroju. Wszystko było takie jasne. Jack chciał się przed nią otworzyć. Powiedział, że nie boi sie jej mocy. To znaczyło dla niej więcej niż najczulszy gest na całym świecie.
-Jeju! Elsi, jesteś cała w skowronkach. Ta bibloteka jest aż tak dobra? Co ty tam przeglądałaś?- wyswobodziła się jakimś cudem z jej mocnych objęć i oceniała i szukała wyjaśnienia jej zachowania.
-Ej o której ty w ogóle wróciłaś do domu?- zapytała to takim tonem jakby była jej mamą i ją kardziła za zbyt późne przychodzenie do domu. Jakby jeszcze Elsa powiedziała, że byłaby z chłopakiem to zapewne dostała by szlaban. Ale Anna nie jest taka, jeśli chodzi o chłopaków. Zawsze uważała, że jakby Elsa znalazła sobie kogoś, kto darzył by ją prawdziwym uczuciem, to pokochałby i ujarzmiłby jej drugą naturę.
Elsa myślała czy może zdradzić coś takiego Annie. Uśmiechnęła się promiennie stwierdzając, że nie musi mówić siostrze całej prawdy.
-Otóż. Może usiądź najpierw. To trochę potrwa.- Anna rzuciła jej podejrzliwe spojrzenie, ale poszła spokojnie w stronę salonu. Usiadły na starej kanapie ich babci, a nawet czuć było jej charakterystyczny zapach ciasteczek cynamonowych.
Elsa zajęła niepewnie miejsce obok niej, wciąż tajemniczo się uśmiechając.
-No mów już szybko Elso. Zaraz z nerwów oszaleję. Co zrobiłaś? Ukradłaś książki? O nie! Zamroziłaś bibliotekę? Nie tylko nie to...- Elsa zachichotała
-Nie. Po pierwsze wcale nie byłam w bibliotece, byłam na zachodniej stronie miasta.- Anna zrobiła wielkie oczy i momentalnie zerwała się z kanapy, prawie się przy tym przewracając.
-Co? Byłaś Sama na ZACHODNIEJ stronie miasta? Czy ty oszalała?! Posądzałam cię o całowanie się z chłopcami między regałami ksiażek, a ty się włóczysz po niebezpiecznej stronie. Chcesz się zabić?!- Elsa złapała rozdygotaną siostrę za dłonie i siłą nakazała jej usiąść. Była calkiem czerwona, a jej oczy lśniły blaskiem szmaragdów. Cała się trzęsła.
-Anno. Byłam tam ponieważ musiałam odnaleźdź Jacka.- siostra spojrzała na nią zdziwiona.
-Dlaczego?- zapytała już kontrolując się.
-Zdenerwowałam go czymś...na lekcji i musiałam go odnaleźdź i wszystko sobie wyjaśnić. Spotkałam go wreszcie i zaczęliś, rozmawiać.- Annie zaświeciły się oczy i spojrzała na rumiane policzki Elsy. Czuła, że będzie sie przy tym rumienić, jakby Jack stał tu niedaleko, ale czuła wyraźnie płomienie liżące ją po twarzy.
-Podoba ci się. Prawda? O matko! Wpadłaś po swoje zmrożone uszy i nawet ryzykowałaś udając się na złą stronę miasta, aby go odnaleźdź. Rany, ty go po prostu kochasz!- wykrzyknęła z dumą z siostry, ale także zadowolona ze swojego rozumowania. Elsa spuściła wzrok i bawiła się kosmykiem włosów. Nie wiedziała co do niego czuję, ale czy to jest miłość? Owszem od pierwszego ich spotkania i już chyba zawsze będzie zniewalana jego urokiem, głosem, zapachem... Gdy go widzi, albo pomyśli robi się rumiana i czuję ogarniające ją ciepło. W jej żołądku ostatnio zamieszkała chmara motyli, a serce tłukło jej się ostatnio tak szybko, że niedługo dostanie zawału na sam jego widok. Może wcześniej zapomni o oddychaniu, gdy na niego spojrzy, lub przysunie się do niej bliżej... Marzyła o jego bliskości.
Wczoraj dotykała jego dłoni. On sam ją obejmował i niósł ją w ramionach...
Potrząsnęła głową...
-Matko! Ja faktycznie go kocham!- nie miała zamiaru wypowiadać tego na głos, ale uczucia w niej eksplodowały. Uśmiechneła się do siostry, a ona przyglądała jej się z tajemniczym uśmieszkiem.
-Moja siostrzyczka się zakochała. Ja nie mogę! Myślałam, że się zestarzeję widząc jak zakochujesz się w jakimś kocie, a tu prosze. Marzy o poderwaniu najgorętrzego faceta w szkole. Duma mnie rozpiera.- udała, że ociera oczy z łez, a Elsa przewróciła swoimi wciąż się uśmiechając.
-Anno jest jeszcze coś.- zaczęła znów niepewnym głosem.
-Pocałował cię?- zapytała podniecona siostra.
-Chciałabym... To znaczy NIE! Po prostu, to było dziwne. To wczoraj. On wiedział o mojej tajemnicy.- Anna znieruchomiała, a kolory zeszły z jej twarzy.
-Jak? Skąd mógł wiedzieć? Co ci mówił?- zadawała przestraszona pytanie za pytaniem, a Elsa złapała ją delikatnie za latające do okoła dłonie.
-On się mnie pytał, dlaczego myślę, że jestem przeklęta mając tak piękny dar.- uśmiechnęła sie na widok zaszokowanej Anny.
-Naprawdę? Nie przestraszył się? Uznał, że masz piękną moc?- Elsa pokiwała głową, a siostra znów się rozpromieniła.
-Elso! Zmalazłaś swój ideał, ale teraz pośpieszmy się aby zdąrzyć do szkoły.

Siostry w ekspresowym tępie przyszykowały się szybko i wybiedły z domu, kierując się do szkoły. Gdy Elsa przed wyjściem spojrzała na zegarek wiszący na ścianie, zobaczyła, że jest już 7.52.
Mają dokładnie osiem minut na dotarcie do oddalonej o prawie dwa kilometry szkoły. Wiedziała, że nie ma jakielkolwiek siły aby zdąrzyły na czas... Ależ się myliła.
Gdy tylko zamknęły dom pod furtkę ich małego podjazdu na przodzie nadjechał
czarny połyskujący nowością SUV-s. Elsa popatrzyła na Annę, ale siostra była tak samo zdezorientowana jak ona.
Szyby były przyciemniane więc od razu nie zobaczyła kierowcy, dopiero gdy ze środka wyszedł jej białowłosy Jack, uśmiechnęła się promiennie.
Nigdy nie lubiła szczerzących się do chłopców zaślepionych ich urokiem, idiotek, ale teraz awansowała na pierwsze miejsce.
Jack ze swoją nienaturalną szybkością znalazł się po drugiej stronie i już kierował się w ich stronę.
Miał na sobie znów skórzaną kurtkę rozpiętą ukazującą luźną i cieńką bluzkę przylegającą do jego muskularnego torsu. Do tego czarne spodnie i normalne trampki. Szedł jakby nie bał się, że śnieg przemoczy mu buty. Miał znów ten swój arogancki i łobuzerski uśmieszek ukazując wszystkie śnieżnobiałe zęby.
Włosy jak zwykle cudownie białe w nieładzie i roświetlające blaskiem spońca.
Nie dojrzała koloru jego oczu, bo nosił okulary przeciwsłoneczne.
-Podwieźć was? Mamy jakieś 4 minutu, ale wyrobię się w 3. -Elsa mogła by przysiądz, że widziała jak spod tych szkieł dostrzegła błysk błekitu.
-Jasne. Dzięki.- odzyskał głos pierwsza Anna. Jack szybko otworzył im drzwi i już siedział po stronie kierowcy. Anna z chytrym uśmieszkiem ustąpiła Elsie miejsce koło Jacka. Rzuciła jej mordercze spojrzenie przez lusterko i zapięła pas.

Dojechali tak szybko do szkoły, że Elsa cieszyła się, że ma w brzuchu tylko swoje motyle, na widok Jacka. Drzwi od jej strony sie otworzyły ukazując uśmiechniętego i dumnego z siebie białowłosego.
-No kłamałem. Dowiozłem was w 2.- Elsa nie pohamowała parsknięcia i razem z siostrą wysiadły z samochodu. Jack wcisną tylko guzik przy kluczach i samochód zamkną się za nimi włączając alarm.
Na parkingu nie było dużo osób, ale parę oczu prawie wylądowało na asfalcie. Elsa nie wiedziała, czy to przez luksusowy samochód, Jacka, czy fakt, że je przywiózł.
-Dzięki za podwózkę. Już się bałam, że przebiegniemy maraton w drodze do szkoły.- odezwała się Anna. Patrzyła z uśmieszkiem na idącego koło Elsy, Jacka. On odwzajemnił uśmiech i tylko wzruszyl machinalnie ramionami.
-I tak było po drodzę.- usmiechną się tajemmiczo, znów puszczając oczko do Elsy. Anna zachichotała.
-Dobra lecę. Muszę jeszcze trafić do sali. Do zobaczenia na stołówce.- szybko pobiegła w stronę korytarza łączącego budynki i po chwili już jej nie było.
Elsa przeniosła wzrok na Jacka i znów się jej przyglądał. Elsa ponownie się zarumieniła, przykładając dłoń do ciepłej skóry.
-Po co ci okulary?- wypaliła, aby odwrócić jego uwage od jej gorących policzków. On tylko uśmiechną się szerzej i ują ją za rękę. Nachylił się do jej ucha i cicho szepną
-Zdradzę ci na lekcji.- jakby na ten sygnął zadzwonił drzwonek.

Gdy weszli razem do sali wszyscy uczniowie wybuaszyli na nich oczy. Jack swobodnie zają swoje miejsce, ale Elsa czuła się niepewnie i cała spięta zasiadła w ławce obok Jacka.
Pierwszy mieli hiszpański, ale Elsę interesował już tylko jeden język. Jej własny. Jak miała zadawać pytania i się nie zacinać i nie palnąć jakiejś głupoty.
Gdy do sali wszedł już pan Glatson i zaczęła się lekcja, Elsa poczuła się troszkę pewniej. Nie każdy już przyglągdał się im, ale zajmowali się zajęciami.
-Myślałem, że będziesz błagać o odpowiedzi na pytania, a tu taki zawód.- zaczął Jack nachylając się tajemniczo do niej. Nie miał już okularów i teraz dobrze zobaczyla jak jego tęczówki zmieniają się z srebrnych na niebieski.
-Mam uklęknąć i zacząć prosić. Chyba się jednak nie doczekasz.- zaśmiał się cicho, przymykając na chwilę cudowne oczy.
-Chyba nie. Ale zapewne masz pytania.- Elsa pokiwała nieśmiało głową bawiąc się końcem szybkiego warkocza zrobionego przez Annę przed wyjściem.
-To czekam. Masz zamiar mnie wypytywac o jakieś gorące tematy?- Elsa jak na komędę spłonęła rumieńcem, spuszczając wzrok. Ale Jack zrobił nagle coś niespodziewanego. Przyłożył dziwnie zimną dłoń do jej nagrzanej skóry zwracając jej wzrok na siebie.
-Dlaczego masz takie zimne dłonie?- zapytała mimowolnie, jaby słowa same wyrwały się jej z ust. On znów uśmiechną się smutno opuszczając rękę, ale spokojnie i nie gwałtownie jak wczoraj.
-A dlaczego ty jesteś zimna? Bo masz moc. Dar tak piękny i jednoczący się z tobą, że wywiera na ciebie zmiany, choćby właśnie chłodną skórę.- Elsa rozumiała niewiele z tego co powiedział.
-Ale opisałeś mi mnie, a ja pytam się o ciebię.- uśmiechną się rozbawiony.
-Mówiłem ci, że jesteśmy podobni Elso.- westchną.- Może to nie miejsce, aby wywracać ci twój świat do góry nogami. Co powiesz na przejażdżkę?- Elsa zamrugała kilkakrotnie, próbując rozszyfrować jego słowa.
-Dokąd? I dlaczego nie tutaj?- znów się roześmiał.
-Uparciuch z ciebie nie ma co. On mnie zna za dobrze...- przez chwilę Elsa miała wrażenie, że był nieobecny, ale to szybko minęło. Spojrzał na nią błekitem nieba i z uśmieszkiem na twarzy.
-Jak mówiłem. Wiele rzeczy z mojego świata może być dla ciebie szokiem. Jakbyś za raz na lekcji zerwała się z ławki krzycząc i gadać, że zwariowałem to jakby zareagowaliby inni w klasie?- Elsa przyznała mu rację, ale także dał jej wiele do zastanowienia. Jeżeli jego świat jest aż tak zadziwiający, że ona ,,Królowa Śniegu'' może się wystraszyć, więc co on skrywa? I czy chcę się dowiedzieć? Odpowiedź była jasna.
-Dobrze. Zaczekam.- uśmiechną się pokazując wszystkie zęby, a jego kości policzkowe były jeszcze piękniej uwydatnione. Zaraz...! Elsa zrobiła wielkie oczy, a Jack się zaniepokoił.
-Elso wszystko dobrze?- szepną, nachylając się bliżej, ale ona się lekko odsunęła.
-Jack... Twoje rany... Ty byłeś...przecież miałeś rozcięcie i krwawiłeś z...- wskazała rozdygotana na jego policzek i tors. On szybko przybliżył się jeszcze bliżej i chwycił ją mocno za dłonie.
-Elso wszystko ci wyjaśnię, ale teraz musisz się opanować. Wyzwalasz moc... Musisz się uspokoić. Spokojnie...- Elsa zatonęła w jego oczach i przez chwilę przestała dygotać i pamiętac o swoim odkryciu. Siedzieli tak patrząc sobie głeboko w oczy, jakby byli sami, a świat nie istniał.
Jack po chwili się uśmiechną i uścisk zelżał, jednak nadla trzymał ją za dłonie. Czuła jak jej moc powinna zamrozić i zniszczyć tą klasę, ale z niej nie wychodziła. Czuła jakby prądy płynęły przez nią do Jacka, a wracały w postaci przyjemnych dreszczy.
Czuła jego wyrównaną z nią temepraturę jego skóry i zniewalający zapach.
Znów wyczuła las, igliwie, ciasteczka, wanilię i przede wszystkim miętę, jego oddechu.
-Już dobrze...- chciał zabrać dłonie, ale tym razem Elaa go powstrzymała.
-Jak to zrobiłeś?- zapytała, bo wiedziała, że to on jej pomógł. Że to dzięki niemu jeszcze cała klasa nie pokryła się lodem lub nie chulała tu burza śnieżna. On uśmiechną się znów łobuzersko, unosząc brew.
-Wyjaśnię ci, gdy zabiorę cię do siebie...


sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 5 Tajemnice zachodniej strony

Elsa szła między ładnymi marmurowymi domkami z drewnianymi wykończeniami i przyozdobionymi szronem wzorami. Wszystkie był ustawione w równych rzędach blisko siebie, odgrodzonym tylko drewnianymi płotkami. Ciężko było stwierdzić, że to było drewno, bo było całkiem białe.
Elsa z żalem i zazdrością patrzyła na dzieło zimy. Jakby ona panowała nad mocami, mogła by coś takiego kiedyś zrobić. Tworzyć coś pięknego, a nie groźnego. Przyczyniać się do piękna tej pory roku, a nie pogłębiać jej złe aspekty. Zamiast śnieżyc, zamrożeń i zniszczeń zimnem, mogła by tworzyć wzory niczym dzięła sztuki. Ale to wszystko jest tylko marzeniem. Jej moc nie jest piękna, lecz niszczycielska. Westchnęła smutno i poprawiła plecak na ramieniu.
Szła dalej, a śnieg delikatnie osiadał na jej włosach i pokrywał okolicę. Mróz szczypał ją w policzki, ale każdy jej oddech nie tworzył pary w powietrzu. Nie była aż tak ciepła jak inni ludzie i dlatego nie pozwalała aby ktoś ją dotykał. Ktos inny niż jej rodzina, która teraz ograniczała się jedynie do Anny.
Serce jej się ściskało na wspomnienie okropnego wypadku, w którym zginęli jej rodzice. Przetarła dłonią po zarumienionych policzkach i poczuła ciepło swoich słonych łez. Ujęła jedną krople, a ona zmieniła się w małą lodową łezkę. Odrzuciła ją w śnieg i dopiero teraz stwierdziła, że zrobiło się nieprzyjemnie.
Ładne i zadbane domki zmieniły się w poniszczone i spruchniałe rudery, lub jedyne ocalałe drobne chatki. Wszystkie były pokryte śniegiem, ale jakby w większej ilości. Jakby mieszkańcy przywykli, że śnieg pada i już nie mają zamiaru go odśnieżać.
Słońce powoli i leniwie chowało się zwiastując nadejście wieczoru. Niebo chwilowo straciło swój piękny błękit zamieniając go w róż i fiolet.
Droga stała się cięższa, przez walające się stare zużyte buteli, papiery i inne śmieci pokrywające się już pleśnią , chłonąc wilgoś śniegu.
Objęła się rękoma w celu poczucia jedynego ciepła w tym nieprzyjemnym miejscu. Kristoff miał racje. W grupie jednak czujesz się pewnie, otaczana przez ten smutny i zarazem budzący lęk widok.
Dlaczego Jack, zapuszcza się w tak straszne miejsce i do tego samotnie? Czy aż tak go zdenerwowała, że szukał kłopotów narażając się na nie na każdym kroku po zachodniej stronie miasta?
Zrobiło się jeszcze chłodniej, ale śnieg padał miarowo z grubszami płatami. Ostatnie promienie słońca zniknęł w całkowitej ciemności, a Elsa poczuła jak się napina.
Wszystko to przychodziło jej na myśl scenę z horroru, w którym ona gra rolę ofiary.
Domy stały się żadsze, a w oddali dostrzegła ponurą gęstwinę lasu. Otaczała ją prawie nieprzenikniona gęsta mgła. Elsa przystanęła szukając jakiś oznak, że Jack może być w tym srogim miejscu.
Jeden jedyny budynek wyglądał na jakąś spelunkę lub bar. Był też oświetlony, a ze środka dochodziły głosy i śmiechy ludzi.
Niepewnie ruszyla w jego kierunku. Brudny śnieg zaczął zmieniać się w zamarzniętą ziemię, na której pozostały jednak ślady opon samochodów i motorów.
Elsa miała rację. Przed sobą miała bar z neonowym napisem pod dachem ,, Freeze''.
Znów nazwa, która wpełni pasowała do tego miejsca. Kamienny szary budynek, był do okoła jeszcze bardziej zaśmiecony, od poprzedniej drogi prowadzący do niego. Dach był obciążony szpiczastą górą starego i także już świeżego śniegu. Okna były całkiem pokryte czarnym brudem i brązowym szronem. Z prawie zasypanego kominka wydobywał się gesty i duszący dym. Ciężkie drewniane drzwi otwierały się z głośnym skrzypieniem zardzewiałych zawiasów. Po chwili grupka już napitych osób opuściła pomieszczenie ze śmiechem, podtrzymując się nawzajem.
Elsa odetchnęła ciężko nie wierząc, że jednak ma zamiar to zrobić. Podeszła do pobliskiego drzewa i zostawiła tam swój plecak. Wolała nie podkreślać, że mogła mieć coś co by zainteresowało napitych ludzi. Obtoczyła go ochronną warstwą lodu i przykryła śniegiem.
Wstała i ruszyła wolno w stronę baru. Otworzyła drzwi i weszła niepewnie do środka. Pierwsze jej odczucie to okropny i duszący smród alkoholu mieszający sie z zapachem papierosów i cygar. W środku panował pół mrok rozpraszany przez pojedyńcze świece przy małych stolikach. Pod ścianami były roztawione stoły do bilarda i pockera. Na samym końcu widziała schody na niższy poziom, a koło niego bar, pełniący także funkcje stoiska ochronnego.
Gdy weszła napotkała zdziwone spojrzenia ludzi, którzy na chwile oceniali ją wzrokiem. Przełknęła rosnąca jej w gardle gulę i ruszyła nerwowym krokiem w stronę baru.
Czuła, że ludzie o niej rozmawiają i pewnie się dziwią, że spotkali tutaj taką niewinną uczennice z lepszej strony miasteczka.
Gdy podeszła do lady zauważyła chudego posępnego mężczyzne w średnim wieku i bujnymi już lekko siwymi wąsami. Miał czujny srogi wzrok i właśnie szarą od brudu ścierką wycierał jeden z dużych kufli na piwo.
Podniósł krzaczastą brew ku górze i przyjrzał się dziwnie Elsie.
-Nie wyglądasz mi na dziewczynę z tych stron. Nie mówiąc, że nie powinnaś się tu zapuszczać mała.- Elsa wiedziała o czym mówi i była tego samego zdania, ale nie zamierzała się teraz poddać.
-Szukam kogoś.- mężczyzna odłożył wypolerowany kufel i pochylił się opierajac łokcie na ladzie.
-Mianowicie?- zapytał ciężko wzdychając. Zbliska zobaczyła zmęczone oczy i wory pod nimi.
-Szukam chłopaka. Jest wysoki, szczupły, ma białe włosy i...- chciała powiedzieć, że ma srebrne oczy, ale to nie jest do końca prawdą. Ma przecież czasem niebieskie.
-I może pan go tu widział?- zapytała błagająco, a mężczyzna podrapał się na lekko czerwonej brodzie, jakby robił to za często i zbyt mocno.
-Białe włosy? Pewnie szukasz Ice'a. Radzę ci mała, odpuść sobie. To nie jest dobry chłopak. Wciąż gdy ma te złe chwile tu przychodzi i kiepsko później wychodzi.- Elsa próbowała zrozumieć właśnie to co powiedział jaj barman. Nazywają go Ice, ,,lód'', ale on nie jest taki. Przecież on jest taki wesoły i pełny życia, jak ktoś taki może zyskać takie przezwisko.
-Dlaczego Ice?- zapytała praktycznie samą siebie, ale barman już szykował odpowiedź drapiąc się zostawiając kolejne czerwone ślady na swojej brodzie.
-Powiedźmy, że on jest tutaj od dawna i nic go nie rusza, zawsze pakuję się w kłopoty. Niby ciepły, ale omija ludzi i nie chcę się z nimi zadawać. Tak zawsze jest, gdy ma swoje złe dni.- znów te złe dni. Elsa nie wiedziała o co chodzi, ale wiedziała co spowodowało dzisiejsze jego ,,złe'' samopoczucie, ona. Ale ona chciała tylko go pocieszyc i dotknąć. Zachowywał się tak jakby nikt nie mógł tego zrobić. Chował się tak jak kiedyś ona. Za maską.
-Widział go pan dzisiaj? Może był tu niedawno?- mężczyzna zastanowił się chwilę.
-Tak, ale gdzieś pół godziny temu. Znów wdał się w ostrą bójkę i teraz ma zakaz na wchodzenie tutaj przez tydzień. Wyszedł, zapewne kręci się przy cmentarzu.
-Cmentarzu?-zapytała dziwiąc się. Dlaczego tam? Jakby samo to ponure miejsce mu nie wystarczało.
-Tak. Jest koło lasu. Trzeba iść przed siebie i skręcić w lewo. Na pewno nie można go przegapić. Jest jednym z najstarszych miejsc w mieście. Są tam groby sprzed 400 lat.-
Elsa podziękowała i szybko opuścila to nieprzyjemne miejsce. Gdy wyszła na zewnątrz było całkiem ciemno, a jedynym światłem był księżyc w pełni. Elsa miała jakieś poczucie, że gdy patrzyła na jego tarczę to jakby spoglądała na srebrne oczy Jacka. Otrzęsneła sie i poszła szukać cmentarza. Oddychała świeżym i chłodnym powierzem czując, że cała przesiąknęła okropnym zapachem spelunki.

Szła przez nowe zaspy wcale się nim nie przejmujac. Domy pozostały za nią w tyle, a śmieci było coraz mniej, oprócz butelek po alkoholu. Zapewne młodzież z tejmczęści często przychodziła tutaj aby się napić.
Las wyrósł nagle z gęstej mgły, a okazał się równie ciemny i budzącu przestrach jak cała ta zachodnia strona. Gęstwina była ciemnozielona pokryta mchem i oczywiście śniegiem i szronem. Każda kora była przez nie ozdobiona i niemal biała.
Skręciła w lewo i przyznała rację barmanowi. Nie można byłoby go przegapić. Rozległy otoczony grubym murem ze stalową zardzewniałą bramą, widać go było z oddali. Podeszła i zobaczyła, że są lekko uchylone, a na śniegu były świeże ślady stóp.
Nie czekając i niezastanawiając się weszła dalej.

Krążyła pomiedzy nowymi i starymi grobami z posągami aniołów i kamiennymi krzyżami poszukując Jacka.
Chciała go nawoływać, ale samo to miejsce zmuszało ją do grobowej ciszy i dreszczy strachu. Nie mogła krzyczeć , a nawet jęknąć.
Szła szukając śladów, ale śnieg zdażył już wszystko zakryć. Gdyby nie blas księżyca Elsa nie widziała by niczego do okoła. Zdenerwowana szukaniem i lekko zagubiana przysiadła na jednej z pobliskich ławeczek.
Westchnęła i próbowała się pogodzić z myślą, że nie znajdzie Jacka mimo jej starań.
Odrzuciła wszystko. Całą swoją naturę i poszła szukać zdenerwowanego chłopaka w niebezpieczne miejsce, a nawet odwiedziała najgorszą spelunkę w miasteczku. Nic. Wszystko to poszło na marne, a ona nie znalazła niczego co pomogło by jej zrozumieć tajemnice Jacka.
Wiedziała już sporo rzeczy, ale wciąż nie chciało złożyć się to wyjaśnienie, jakby wszystko nie pasowało.
-Co tu robisz?- usłyszała głos za sobą i krzyknęła. Poczuła obejmujące ją chłodne ramiona i lekki śmiech.
-Spokojnie Elso, to ja.- rozpoznała by ten ton głosu wszedzie. Poczuła znów ten przyjemny chłód łączący się z jej skórą i zapach lasu i mięty.
-Jack.- odchyliła głowę i zobaczyła jaśniejącą w blasku księżyca twarz chłopaka. Miał lekki uśmiech, ale bardzo smutny wzrok. Ale nie to było straszne...
-O boże Jack...- na jego policzku widniała wielka szrama, która już siniała, ale jeszcze ciekła po niej krew. Znów zrobiła błąd, bo chciała go dotknąć, a on jak opażony odsuną się od niej bardzo szybko.
-Co ci się stało?- zapytała z przerażeniem wstając z ławki. Teraz zobaczyła, że jego skórzana kurtka była gdzieniegdzie podrapana, a cięcia pasowały do noża. Była jak zwykle rozsunięta, a jego bluzka, w niektórych miejscach przedziurawiona i nasączona krwią.
-Jack ty krwawisz! Musimy iść do szpitala!- on tylko parskną śmiechem, a Elsa popatrzyła na niego jak na samobójce. Krew wciąż leciała z jego ciała barwiąc śnieg. Elsa wiedziała, że pod metariałem ma głębokie rany.
-Nie trzeba Elso. Nie musisz sie o mnie martwić.- Elsa wytrzeszczyła oczy, na jego pewny ton. Jakby nie obchodziło go, że może się wykrwawić.
-Co, jak to nie muszę! Wylatujesz z lekcji i idziesz na zachodnią stronę miasta, zachaczając o spelunkę i wdając się w bójkę, aby połazić teraz po cmentarzu. Jak mam się o ciebie nie martwić. Dotknęłam twojej dłoni, a ty już chcesz się zabić!- wybuchła, a chłopak patrzył na nią z podziwem i uśmieszkiem.
-Wyleciałem z lekcji. Hym. To dobre określenie. Wdałem się w bójkę to nie dokońca prawda. Koleś był napity i troche go denerwowałem. Więc to tylko lekka kłótnia. Łażenie po cmentarzu i odwiedzenie baru, trafne. Ale chęć zabicia się, to głupie stwierdzenie.- wyszczerzył uśmiech, a na jego białych zębach, Elsa dostrzegła zaschłą krew.
-Niby dlaczego? Nie jesteś niezniszczalny, a tak się zachowujesz.
-Niezniszczalny? Fakt nie jestem. Ale co innego pojęcie nieśmiertelny.
-Co? Jesteś napity?- zaśmiał się smutno.
-Widzisz. Chciałaś wejść do mojego świata, a teraz gdy ci o nim opowiadam, stwierdzasz, że jestem napity. Śmiertelnicy.- zaśmiał się szczerze rozbawiony.
-Nic nie rozumiem. Daj sobie chociaż to opatrzyć.- wskazała na powiękrzające się czerwone ślady na bluzce.
-Chcesz abym się rozebrał? Elso są inne łatwiejsze sposoby, abym to zrobił. Nie, nie opatrzysz mi ran, dopóki nie odpowiesz mi na moje pytania.- Elsa zrobiła groźną minę, na którą on tylko parskną śmiechem.
-Stań w kolejce. Ja też mam do ciebie parę pytań.- jeśli kilkatysięcy podchodzi pod kilka to nie skłamała. Zaśmiał się i rozłożył ręce.
-To tak chciałaś się umowić.- kolejny śmiech.- Powiem szczerze, że jesteś pierwszym śmiertelnikiem od dawna, który dostrzega coś w moim świecie. Dobrze. Ale zadajemy je na zamianę.- Elsa przytaknęła, a on uśmiechnięty skrzyżował ręce na piersi i usiadł na przeciwnej ławce. Elsa zrobiła podobnie i westchnęła poszukując odpowiednie pierwsze pytanie z setek innych.
-To może ja zacznę.- rzucił uśmiechnięty i rozbawiony. -Skąd się tu wzięłaś?- zapytał unosząc cudownie brew, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Takiego Elsa go zapamiętała i dlaczego ktoś nadał mu przezwisko Ice?
-Szukałam cię. Wybiegłeś w złości, a potem się dowiedziałam, że w takich momentach przychodzisz tutaj. Od barmana dowiedziałam się, że po bójkach...- tu zaznaczyła ze smutkiem- włóczysz sie po tym cmemtarzu.
-Łoł. I to wwzystko, bo się zesłościłem? Jesteś inna niż inni. Nawet Jamie nie chcę mnie takiego oglądać. Jesteś odważna.- zarumieniła sie, a on znów się roześmiał, jakby widział jej rumieniec w takich ciemnościach.
-Teraz twoja kolej.- popatrzył na nią z lekkim smutkiem i jakby strachem. Postanowiła zacząć od poruszanego już tematu.
-Dlaczego twoje oczy zmieniają kolor?- znów się smutno uśmiechną.
-Naprawdę jesteś niezwykła. Wiele śmiertelników tego nie widzi. Oh...- westchną. -Moje oczy opisują to co się we mnie obecnie dzieje. Jak zapewne zauważyłaś dominują dwie barwy. Srebrny i niebieski.- Elsa zamyśliła się przez chwilę, a on sie jej bacznie przyglądał.
-Masz srebrne teńczówki kiedy jesteś zły, podenerwowany, smutny. A niebieskie?- znów się uśmiechną, a jego oczy błysnęły tak jasnym błękitem, że zobaczyla je z takiej odległości i w ciemnościach.
-Kiedy jestem szczęśliwy, radosny, rozbawiony i jak widzę ciebie.- powiedział to z szczerością, a Elsa uśmiechnęła się lekko na to ostatnie.
-Dlaczego na mój widok?
-O nie. Nieładnie. Teraz moja kolej.- zaśmiał się, a Elsa zrobiła urażoną minkę.
-Dlaczego ukrywasz to co w tobie najlepsze?- zapytał, a Elsa zesztywniała.
-Co masz na myśli?- zaczęła nerwowo pocierać ręce, a śnieg pod jej wpływem zaczął padać mocniej.
-Właśnie to.- wskazał na wszystko. -Elso. Popatrz mi w oczy.- Elsa niechętnie popatrzyła w jego niebieskie piękne oczy.
-Dlaczego uważasz się za przeklętą za posiadany cudowny dar?- tym razem szybko powstała z ławki, a śnieżyca przybrała na mocy.
-Nie wiem o co ci chodzi?- na jej twarzy malowało się przerażenie, ale słyszała jego śmiech i kroki po śniegu. Przybliżał się do niej i teraz stał przy niej patrząc w oczy. Złapał ją szybko za dłonie, a ona chciała je wyrwać, ale trzymał ją mocno.
-Dzisiaj chciałaś mnie dotknąć, a już nie chcesz?- zaśmiał się.- Co czujesz?
-O co ci chodzi?- Ale wiedziała doskonale. Jego skóra tak jak jej była przyjemnie chłodna, a niezwykły prąd sprawiał, że się lekko uśmiechnęła. Był taki jak ona, a jedocześnie inny niż wszyscy. Tym jednym dotykiem pokazywał samego siebie, tego prawdziwego i ukrywanego.
-Dobrze wiesz. Czujesz. Ja to czuję od ciebie z daleka. Twoją temperaturę i dar. Ale widzę też strach, gdy biorą u ciebie górę emocje. Dlaczego boisz się używać czegoś tak pięknego?- Elsa zatopiła się w jego oczach, jakby wyciągały z niej prawdę. Zaczęła płakać.
-Bo to nie jest piękne. Jestem inna i jedyna. Nikt mie nie rozumie. Boją się mnie od dzieciństwa. Uciekam właśnie przed tym, ale zawsze jest tak samo.- spuściła smutno głowę, ale poczuła nagle dłoń, która otarła jej łzy i nakierowała jej wzrok. Jack patrzył na nią ze współczuciem, ale także z pocieszającym uśmiechem.
-Dlaczego się nie boisz?- zapytała zdziwiona. On tylko się bardziej uśmiechną i nachylił jakby chciał ją pocałować.
-Bo jesteśmy podobni.- oddalił się, a Elsa poczuła jak burza ustaje, a jej policzki płoną rumieńcami. Dziwiła się zachowaniem pogody, ale przecież jej moc wciąż szalała.
-Odprowadzę cię.- powiedział uśmiechnięty.
-Ale nie skończyliśmy.- zaśmiał się serdecznie.
-Oj Elso. Wszystko w swoim czasie. Dzisiaj złamałem tyle zasad Strażników, że lepiej nie przeciągać struny.-
-Strażników?- zapytała. Obją ją w pasie i nachylił. Nagle zajaśniało dziwne światło, a Elsa poczuła się senna. Powieki same jek opadały i czuła jak mięknie w jego ramionach. Oparła nieświadomie głowę o jego pierś czując krew, a później poczuła jak Jack chwyta ją i unosi w ramionach.
-Słodkich snów Elso. Niedługo wszystko będzie jasne...- reszty nie usłyszała, bo zapadła w ciemność. Ale czuła obecność Jacka, jego śmiech i dziwne, a zarazem przyjemne zimno...


Rozdział 4 Jeden dotyk

Na kolejnych zajęciach, Jack się nie pojawił. Elsa zaczęła się zastanawiać czy tylko on w tej szkoły może chodzić na ciągłe wagary. Wciąż powtarzała sobie w myślach to co jej powiedział Jack.
Że niby on załatwił jej miejsce w lepszej grupie? Ale po co? Sam przecież wspominał, że musiał się sporo namęczyć, aby ją tutaj przenieśli.
Najgorsze było to, że Jack był inny niż wszyscy. Każdy widzi w nim tylko niedostępnego przystojniaka, ale przecież on jest kimś więcej.
Wszystko co jest z nim związane jest raczej zaskakujące i przede wszystkim dziwne.
Elsa z uśmiechem ulgi na twarzy opuściła salę, w której właśnie skończyła się biologia. Można powiedzieć, że myśli o Jacku pomogły jej przetrwać te godziny.
Wciąż miała jednak nadzieję, że zjawi się na kolejnych zajęciach.
Dzisiał było strasznie. Najpierw chcieli im mierzyć ciśnienie i przede wszystkim mierzyć temperaturę. Naszczęście myśli o Jacku dostatecznie ją ogrzały do prwie normalnej temperatury. Wykręciła się, że była chora, lub termometr się popsół. Ale mało kto uwierzył, że choroba spowodowała na wskaźniku 32°C. Troszkę podejrzane.

Na przerwie natknęła się na roześmienych Bennettów i oczywiście Annę.
-Hej kujonku! Co tam?- zapytała przytulając Elsę. Była zmachana i rumiana.
-Co jest? - Anna zarumieniła się jeszcze bardziej a z wyglądu przypominała piwonnie.
-Czy ona się czerwieni? Oj chyba już przeczuwam o co chodzi.- jeśli Anna tak się zachowuje czyli robi się wyjątkowo nieśmiała, to oznaczać może tylko jedno...
-Poznała naszego ukochanego Kristoffa.- wtrącił jeszcze śmiejący się Jamie.
-Kiedy ty zostałaś przeniesiona, to zgadnij kto usiadł koło naszej rudej.- powiedziała Sophie.
-Powiedzmy, że dzisiaj nasz Kristoff był w istnie szampańskim humorze, a jego oczy ciekawie rozszeżone. Raz się bałem, że zaraz mu wypadną.- parskną Jamie.
-Hej idziemy na stołówkę, podobno Jack ma jakieś ciekawe plany na jutro.- Elsa mimowolnie się uśmiechnęła i  pokiwała głową. Anna rzuciła jej podejrzliwe spojrzenie i tylko wzruszyła ramionami.

-Siemka.- rzucił na powitanie wszystkim. Byli już wszyscy oprócz białowłosego. Mimowolnie Elsa poczuła coś dziwnego. Nie mogło to być chyba rozczarowanie?
-Hej Elso, podobno cię przenieśli?- rzucił wesoło Billi.
-Tak.- odpowiedziała uśmiechem i zabrała się za swoje jedzenie. Nie miała na nie ochoty, ale nie chciała się zachowywać dziwnie.
-Ej podobno Jack znów sobie nachlapał u Conorsa.- rzucił kąśliwie James.- Pewnie znów się chcę wymigać od basenu.- uśmichną się szyderczo. Ale nagle za nim pojawił się Jack i odsuną jego krzesło. Zaskoczony chłopak spadł na ziemie z trzaskiem, a cała stołówka zapełniła się śmiechem.
-Oj. Przepraszam James. Nie widziałem cię.- dalej się uśmiechając wzią krzesło i dosuną się do Jamiego.
-Frost. Odpłacę się na treningu.- zagroził James, a jego oczy świeciły wściekłością i zwiastowały kłopoty.
-Jasne. Co zrobisz? W sporcie mnie nie pokonasz, a raszej krzesła mi teraz nie zabierzesz.- rzucił po prostu mrożąc go wzrokiem.
-Niby najlepszy, a na basen nie chodzisz.- wstał szybko i wskazał na niego oskarżycielsko.- Ciekawe czemu?
-No wiesz boję się o moje włosy. Chlor kiepsko im sprzyja.- przyłożył dłonie do ust udając przerażenie.- A co jeśli zrobią się białe?- Jamie tak i wszyscy parskneli śmiechem.
James jeszcze stał tak czerwieniąc się ze złości, gdy nagle nadszedł jakiś chłopak. Miał ładne zielone oczy i jasne włosy, wyglądał podobnie do Sophie, ale był o wiele wyższy i muskularniejszy.
-Co jest?- popatrzył po wszystkich z osobna i poją bez wstępnych wyjaśnień. Zapewne nie są nowością w tej paczce.-A ha. Jak widzę twoje pięć minut wciąż trwa Jack.
-U mnie czas nie gra roli.- Elsa znów to poczuła. Dziwny i zarazem poważny ton głosu. Jamie uśmiechną się krzywo, a razem z nim Sophie.
Chłopak uśmiechną się promiennie do Anny, a ona znów się rumienią spóściła wzrok. Elsa się uśmiechnąła i zrobiła miejsce koło siostry. Zrozumiała od razu, że jeden chłopak mógłby zmienić jej siostrę w buraka już dwa razy dzisiejszego dnia.
Kristoff według Elsy sprawiał dobre pierwsze wrażenie. Przystojny, uśmiechnięty i miły, oby miał dużo energii i cierpliwości z Anną.
Anna rzuciła jej mordercze spojrzenie, ale ona tylko ugryzła od niechcenia jabłko uśmiechając się niewinnie, robiąc do tego maślane oczka.
Chłopak widząc wolne miejsce usiadł, a Anna rzuciła bezgłośnie coś jak wyglądało jak ,,Udław się''.Elsa zaśmiała się i przeniosła wzrok.
Znieruchomiała. Jack przyglądał jej się tajemniczym wzrokiem z lekkim uśmieszkiem. Elsa zarumieniła się ukrywając twarz we włosach,ale mogła przysiądz, że usłyszała jak się śmieje.

Elsa przeżyła kolejne godziny siedzenia z Jackie nierumieniąc się...zbyt bardzo, ale wciąż czuła jego spojrzenie na sobie. Sama nie miała odwagi się zapytać o nurtujące ją sprawy. Przy nim i jego śnieżnobiałym uśmiechu nie mogła wykrztusić zdania i do tego robiła się czerwona. Tym razem żałowała, że jest tak blada i widać jej rumieńce spowodowane najmiejeszym jego chichotem lub przenikliwym spojrzeniem.
-Będziesz mnie ignorować?- zapytał niespodziewanie na ostatniej lekcji angielskiego.
Elsa zesztywiała i musiała na niego popatrzeć. Znów się do niej przybliżył i stykali się nogami pod ławką. Nawet najmniejszy z nim kontakt wywołał u niej kolejny czerwony ślad na policzkach, sprawiając, że płonęły żywym ogniem.
-Już lepiej. Ładnie ci gdy się rumienisz.- jego ręka ledwo drgnęła, ale Elsa miała wrażnie, że miał zamiar ją pogłaskać. Znów uczucie żalu wypełniło jej serce. Nie chciała aby siedział od niej tak daleko. Chciała by był wciaż tak blisko mimo iż traciła resztki godności robiąc się czerwona. Zapragnęła, aby Jack się przed nią otworzył. Od paru dni miała wrarzenie, że on skrywa tu wielką tajemnicę, co dawało Elsie do myślenia.
Może nie jestem jedyna, z mrocznym sekretem...
Ta myśl wywołała u niej uśmiech na twarzy i tym razem przeniosła na niego zdeterminowane spojrzenie.
Wciąż się do niej uśmiechał i prześwietlał jakby wyczuł, jakie zachodzą w niej zmiany. Uniósł pytająco brew i Elsa znów miała ochotę go dogłębnie poznać.
-Umówmy się, okej?- zapytała.
-Wiesz wiele dziewczyn chcę się ze mną umawiać, ale raczej wątpię, że ty byś chciała.- Elsie zakręciło się w głowie.
-Czekaj... Nie o to mi chodziło. Chciałam zawrzeć pewien układ. Czekaj. Dlaczego nie chciałabym się z tobą umuwić w tym sensie.- uśmiechną się, ale była pewna że zobaczyła ból w jego oczach, które teraz zmieniły się w srebrne smutne tarcze.
-Nie jestem zbyt dobrym chłopcem Elso, a ty nie powinnaś wchodzić do mojego świata.- zamrugała gwałtownie.
-Ale ja chcę. Chcę cię poznać, Jack. Jesteś inny niż inni i to mnie ciekawi.- zrobił dziwny grymas i spuścił wzrok. Elsa zawstydziła się, że do tego doprowadziła.
Chciała go pocieszyć i chwyciła jego opartą na ławce rękę.
Momentalnie ją zabrał, ale Elsa wciąż nie wiedziała co się przed chwilą stało.
Poczuła przyjemny dreszcz zimna przenikający skórę jej dłoni. Ale nie to było dziwne.
-Twoja ręka. Jest zimna...- popatrzyła na niego, a on odsuną się od niej i zacisną mocno pięści opuściwszy je luźno przy ciele. Zawsze siadał luźno, ale teraz siedział cały napięty, z zaciśniętymi szczękami i gniewnym wzrokiem.
-Jack...-nie dokończyła, bo w tej chwili zadzwonił dzwonek, a on zerwał się z krzesła tak szybko i gwałtownie, że Elsa niemal zsunęła się ze swojego miejsca.
Znów to poczuła...chłodny i zimny podmuch, który poczuli też inni uczniowie i powstał, gdy zdenerwowany czymś Jack wybiegł jak burza z klasy.
Elsa teraz była całkiem pewna, że już tego nie zostawi. Wszystko nie miało sensu i tylko parę osób mogło znać odpowiedzi na jej pytania.

Zerwała się i pierwszy raz nie przejmując się wzrokiem innych oraz jej mocami biegła przez korytarz mając jeden cel. Spotkać za wszelką cenę Bennettów, lub Jacka.
Bardziej liczyła na pierwszą opcję, bo takiego Jacka jeszcze raczej nikt nie widział.
Przez ten jeden gest, dotknięcie zmienił się z roześmianego aroganckiego chłopaka w napiętą strunę. Elsa wiedziała, że Bennettowie wiedzieli coś o Jacku. Razem tkwili w tej tajemnicy, którą Elsa nie zostawi tak łatwo.
Wbiegła na już zatłoczony po zajęciach parking i rozczarowana nie zauważyła Bennettów.
Dostrzegła kilka osób z paczki i Annę rozmawiającą z Kristoffem. Podeszła do nich próbując zachować normalną minę, chociaż w środku cała drżała. Spojrzenie Jacka jego napięcie i ucieczka... To wszystko spowodowała ona, ledwie muskając jego dłoń.
-Hejka. Cześć. Nie przedstawiłam sie wcześniej. Elsa siostra Anny.- podeszła do dwójki, a Anna nerwowo założyła luźny kosmyk za ucho. Kristoff był mniej zestresowany i bardziej otwarty.
-Siemka. To ty zrobiłaś mi miejsce na stołówce.- uśmiechną się i błysną bielą zębów.
-Także w ławce.- powiedziała, siląc się na uśmiech. Może gdyby nie siedziała dziś w ławce z Jackiem było by lepiej. Nie! Musiała to zrobić. Chcę się dowiedzieć tej prawdy, mimo iż Jack mówił, że nie powinna wchodzić do jego świata.
-A no tak. Podobno cię przenieśli i siedzisz teraz z Jackiem. Fajny z niego gość.- Elsa skrzywiła się na przedostatnią uwagę, ale spróbowała trwać w kamiennej twarzy.
-Tak, a co? Mówił ci coś?-zapytała zmieszana.
-Ej. Siedzisz na zajęciach z Jackiem Frostem. Cała szkoła o was mówi. -wtrąciła się Anna widocznie zadowolona wyczynem siostry.
-Mam być zazdrosny. Jack jest spoko, ale ja też jestem fajny.-odwrócił się do Anny i obdarzył ją udawanym urażonym uśmiechem.
-Nie nie musisz. Elso pozwolisz, że Kristoff odprowadzi nas do domu. Obiecałam, że dam mu się wykazać. Podobno jest taki fajny.- trąciła go zadziornie ramieniem, a on uśmechną się dumnie.
-Ej widzieliście Jacka?- zapytała Elsa z nieskrywanym nerwowym tikiem. Zaczęła znów ogrzewać zmarznięte stresem dłonie.
-Chyba tak. Ale radzę ci, abyś go nie ganiała. Coś nie był w chumorze. Nie wiem o co chodziło, ale kilka minut temu krzyczał na Bennettów.- Elsa wiedziała już w jakiej sprawie. Musiała ich znaleźdź.
-Powiesz gdzie?- zapytała spoglądając na niego błagalnie.
-Elso, to było już dawno,a Jack w takich chwilach, nie bywa w przyjaznych stronach miasteczka. Uwierz.
-W jakich miejscach?- zapytała Anna.
-No wiesz. Każdy wie, że Jack lubi kłopoty i w złych chwilach włóczy się po zachodniej stronie miasta, a tam nie jest tak kolorowo jak tu. To biedna dzielnica i do tego przy lesie. Inaczej jest jak jesteś w grupie, ale samemu...trochę niebezpieczne- pokręcił głową.
-Dzięki. Anna ja jeszcze zostanę w szkolę. Wiesz rozszeżona grupa ma więcej lekcji do odrobienia. Wrócę sama.- było to kłamstwem w szczere oczy swojej siostry, ale Elsa była teraz zbyt zdeterminowana by się poddać.
-Jasnę, ale kto zrobi mi obiad?- zapytała udając obrażoną.
-Ja. Miałem pokazać, że jestem fajny. Pamiętasz?- odezwał się zaoferowany Kristoff. Annie zaświeciły aię oczy, ale udała obojętną.
-Ale ja mam totalny bałagan w pokoju. Dobra ale masz wstęp tylko do kuchni i salonu.
-A darujesz mi przedpokuj, czy muszę wejść oknem kuchennym?- zapytał zadziornie.
-Hym. No dobrze. To pa.- zwróciła sie do siostry i już poszła w stronę przeciwną, dokad zamierzała udać się Elsa.
Może był to głupi pomysł, może nawet ryzykowny czyli sprzeczny z jej naturą, ale nie zamierzała zrezygnować. Nie kiedy jest tak blisko prawdy, o tajemniczym chłopaku, który jest po zachodniej stronie miasta i tam ma zamiar się udać.

środa, 21 stycznia 2015

Rozdział 3 W jednej ławce

Elsa szła spowrotem do domu po powrocie siostry i Bennettów z zajęć na basenie.
Szli teraz zaśnieżonymi drogami pożegnawszy się wcześniej ze znów kłócącym się rodzeństwem.
-Jeju. Elsa jesteś przecież no wiesz królową śniegu, a musimy brnąć w tych zaspach. Już czuję jak mi coś chlupocze w butach. -nażekała Anna podnosząc strasznie wysoko nogi.
-Ej to nie ja nasypałam na drogę, nie będę teraz jej dla ciebie odśnieżać. A poza tym co mam zrobić? Królowa ma cię nieść na plecach? To raczej ty powinnaś nieść Królową.- Anna spiorunowała ją wzrokiem i uśmiechnęła się po chwili.
-Chciałabyś. Ale jeśli będziesz musiała mnie dostarczyć do szpitala, bo odpadną mi palce u stóp, to wyczarujesz mi jakieś sanki.
-Wiesz, że nie potrafię. Mogę ci zafundować dodatkowe odmrożenia i dorzucę jeszcze prywatną śnieżycę w gratisie.- dodała omijają wielka górę.
-Ale jedno nam się udało. Pierwszy dzień i nikomu nie zfundowałaś mroźnego guza.- Elsa zagryzła nerwowo wargę i znów zaczęła pocierać dłonie.
-O oł. Elsa. Nie mów mi, że jednak coś zrobiłaś.- Anna zbyt dobrz ją znała by nie zauważyć, że coś ją trapi. Ale co ma powiedzieć? Że staranowała najpopularniejszego chłopaka w szkole. Że jest idealnym przykładem, że anioły istnieją. A może, że jego oczy nienaturanie zmieniają kolor. Każda z tych opcji nie wchodziła w grę.
- Nie nic. Po prostu się martwię. Polubiłam Bennettów i tą szkołę i nie chcę niczego zepsuć.- Anna chyba pozbyła się reszty wątpliwości i przytuliła siostrę.
-Będzie dobrze. Trzymaj się mnie.- wskazała dumnie na swoją pierś.
-A co z basenem? Jak mam się z niego wymigać?- Elsa pomyślała, że mogłaby zapytać o to Jacka, ale nie jest jeszcze gotowa do zamienienia słowa z półbogiem nie rumieniąc się i bez plątania się języka.
-Hym. Może uczulenie na chlor? To chyba dobra wymówka. Ej umówiłam się jutro z Sophie w Tamerze. Idziesz?- zapytała, ale miała tak podniecony głos, że Elsa i tak by się jej łatwo nie pozbyła.
-Jasne. A będzie Jamie?- zapytała tylko po to aby wypytać go o więcej infomacji o Jacku.
-Nie wiadomo. Podobno coś tam z Jackiem będzie wyrabiał przed szkołą. A podobno ten Jack to największe ciacho w szkole. Szłyszałam od innych dziewczyn, że się o niego zabijają, ale jest wolny.
-Tak też tak słyszałam. -Elsa spuściła wzrok i mimowolnie się zarumieniła.

Pogadała jeszcze trochę z Anną o jutrzejszym dniu i wymigała się zmęczeniem. Gdy znalazła się już pośród swoich czterech ścian oddetchnęła głęboko.
Rzuciła się na łóżko rozmyślając o szkole.
Myślami wracała do zdarzenia w bibliotece, stołówce i przedsionku. Wszystko dotyczyło Jacka. Trudno było jej się do tego przyznać, ale uważała go za kogoś wyjątkowego i interesującego.
Jest przecież przkładem jednej z rzyskiej rzeźby Dawida, pomimo to nie wykożystuje swojego uroku, a ma go sporo. Jest jednym z najmilszych osób, które poznała, ale jednak coś ukrywa.
Jest pewna, że jego oczy były najpierw srebrzysto szare, by później zmienić barwę niszym błękit nieba.
Do tego dlaczego sportowiec jego pokroju, tak jak jej mówiono, nie pływa.

Zasnęła niespokojnym i któtkim snem. Wciąż śniły jej się zmieniające barwę oczy, które śledziły ją wzrokiem. Budziła się także mając wrażenie, że ktoś ją obserwuję.
Jednak, gdy zapalała lampkę, pokój był pusty, a wiatr delikatnie szarpał zasłony.
Spotkały się z Sophie godzinę przed szkołą w kafejce zajadając się rogalikami i popijając gorącą kawą z cynamonem.
-Elsa co z tobą?- zapytała przyjaciółka wyrywając ją z transu.
-Przepraszam. Kiepsko spałam tej nocy.- uśmiechnęła się blado ogrzewając dłonie o swój ciepły jeszcze kubek.
-Mamy jeszcze pół godziny przed zajęciami. Jamie prosił o dostarczenie mu racji żywnościowych przed bitwą.- mówiła to udając żołnierski ton i salutując. Anna zachichotała, a Elsa się zdziwiła.
-Przed bitwą? Jaką?-
-Na śnieżki. To , można powiedzieć jego ulubiona zabawa przed nudą w szkole, jak to mówi. O może poznacie Jacka. Jeszcze nie przegapił żadnej z nich.- Elsa od razu się rozbudziła na samo jego imię. Miała zamiar wcześniej wypytać o niego Sophie, ale to nie leżało w jej naturze. Nigdy tak bardzo się kimś nie interesowała, nie mówiąc o chłopcach. Przełknęła głośno ślinę i założyła swoje bawełniane rękawiczki dla bezpieczeństwa. Jeszcze czego brakowało, aby zamroziła najlepszą kafejkę w miasteczku pytając o chłopaka.
-Dobrze znasz Jacka?-Sophie zakrztusiła się kawałkiem ciasta i musiała go popić dużą ilością kawy, przez co popażyła sobie język i gardło.
-Tak. Przyjaźnimy się od dawna. Ale on jest prawdziwym kumplem Jamiego. A co?- zapytała przypatrując się dziwnie Elsie.
- A nic, po prostu dużo o nim słyszałam. Byłam ciekawa.- wruszyła niby od niechcenia ramionami, ale znów patrzyła przez okno.

Znów było zimno, ale tym razem świeciło słońce. Niebo było całkiem czyste i teraz raziło jak słońce jasnością swojej barwy. Drogi zostały porządnie odśnieżone i teraz powstały gigantyczne zaspy przypominające góry.
-Macie jakieś doświadczenie w bitwach na śnieżki?- zapytała je Sophie, która nakładała sobie kaptur szczlenie na głowę. Nawet związała swoje jasne włosy i dobrze schowała.
-Takie sobie. Elsa ma lepsze. -Anna wyszczerzyła się do siostry, a ona szturchnęła ją ostrzegawczo. Ale ona tylko wzruszyła ramionami.
-To dobrze, bo teraz wam się to przyda. Tam gdzie idziemy nie biorą jęńców. Chyba, że wrzucają do zaspy.
Siostry wymieniły spojrzenia, Anna podniecone, a Elsa trochę niepewne.
-Ej jakby co to zaraz się ulotnicie. Ale ja muszę tam znaleźdź Jamiego.
Sophie naprawdę nie kłamała mówiąc, że to prawdziwa bitwa, a nawet wojna na śnieżki. Na wielkiej polanie nieopodal szkoły były zbudowane wcześniej zapory na przeciwników i gigantyczne składy amunicii.
Wszystko może było zorganizowane, ale na polanie panował istny chaos. Wielkie, średnie i małe kule śniegowe latały we wszystkie strony. Niektórzy mieli już dobrą wprawę i niczym tańcząc unikali pocisków. Niektórzy już leżeli głowami w zaspie, a nawet zasypani do pasa w dół.
Elsa nie pochamowała uśmiechu na te sceny, ale sama im nie zazdrościła. Ona może nie przejmowała się zimnem, ale oni już lekko zsinieli i teraz obejmowali się trzęsąc jak osiki.
-Jak mamy znaleźdź tu Jamiego?- zapytała Elsa robiąc właśnie unik.
-Nieźle. Szukajcie największej zadymki, to proste.- powiedziała to i już zniknęła pośród lecących pocisków. Elsa odwróciła się do Anny, ale jej też już nie było.
-No super.- ruszyła ich śladem, unikając zderzenia z latającymi śnieżkami. Nie wiedzieć czemu, Elsa zaczęła się czuć tutaj swobodnie, a nawet zaczęła cicho chichotać.
Zobaczyła swoją grupkę, od stolika w stołówce i ta bitwa wydawała się rzeczywiście najostrzejsza.
Już James dorwał Billego i siedząc na nim nacierał go śniegiem po twarzy. Kolejne osoby celowały precyzyjnie mając najlepsze doświadczenie i ich rzuty były zawsze celne.
Już po chwili Elsa dostrzegła Jamiego, który teraz próbował wrzucić siostrę do zaspy, a jedynie Anna chciała jej jakoś pomóc mocując się z jego nogą. Miała już rumieńce i śnieg we włosach.
Elsa wzięła garstkę śniegu podkradając się do nich i jednocześnie wzmacniając pocisk mocą, zamachnęła się i trafiła mu prosto w głowę.
Jednocześnie zaskoczony i zdezorientowany puścił Sophie i teraz szukał sprawcy.
Gdy jego wzrok padł na Elsę jednoczśnie się zdziwił i uśmiechną.
Sophie pozbierała się i już kroczyła przez polanę z Anna pod ręką.
-Dzięki. Nie mialam ochoty gryźć śniegu, a twoja siostra wcale nie pomagała.- spiorunowała ją wzrokiem i obdarzając Elsę uśmiechem wdzięczności.
-No ej. Przecież ci pomagałam.
-Jasne. Mocowałaś się z moją nogą. Niezły rzut Elso, jeszcze mnie czaszka boli.- podszedł po chwili Jamie strzepując śnieg ze swojej czupryny. Elsa znów się zarumieniła i zaczęła mu pomagać.
-Sorry. Ale zamierzałeś zakopać Sophie.
-Nie przepraszaj. To był mistrzowski strzał. Szkoda, że Jack go nie widział.
-Ja nie widział. Ja wszystko widziałem i szkoda, że nie zrobiłem tego sam.- Elsa aż podskoczyła jak za nimi pojawił się Jack. Był cały w śniegu, ale uśmiechał się tak promiennie, że to dziwne, że się nie rozpuszczał.
-Chciałbyś Frost. Uprzedziła cię dziewczyna. Chyba się starzejesz.- puścił do niego oczko, a Jack parskną śmiechem.
-Jeszcze czego. Żebym wylądował w jakimś domu starców i omijał takie chwile gdy obrywasz prosto w twarz śnieżką od Elsy.- Jamie i Sophie jednocześnie zamrugali.
-Znacie się?- zapytała Sophie.
-Powiedzmy, spotkaliśmy się wczoraj w dość niekomfortowej sytuacji i pozie.- wyszczerzył się do zarumienionej już Elsy. Jej policzki płonęły i miała tylko ochotę aby ktoś ją wrzucił do zaspy.
-To super. Już myślałem, że czeka mnie jakieś głupie zapoznanie.- Jamie właśnie dobierał się do ciastek kupionych przez Sophie.
-Ej podziel się z kumplem.- Jack wyrwał mu szybko torbę, a Elsa nawet tego nie zauważyła. Jakby poruszał się szybko jak wiatr. Sophie chrząknęła, a Jack tylko wzruszył ramionami. Elsa czuła, że coś ukrywają.
-Jack chyba nie poznałeś Anny.- zmieniła temat.
-Tak. Jestem Jack Frost. I już jesteśmy zapoznani. Ej muszę się zbierać.- Elsa jeszcze chciała go zapytać o parę spraw, ale jego już nie było. Zamrugała nie wierząc i popatrzyła się na resztę.
Jamie zajadał się kolejnym rogalikiem, a Anna gadała już z Sophie.
Czy tylko ona uważała, że Jack porusza się nienaturalnie szybko?

-Gdzie jest Jack?- zapytała wreszcie Elsa gdy wchodzili do szkoły.
-Nie wiem. On często ma jakieś swoje sprawy.- wzruszył ramionami i uśmiechną się przyjaźnie, ale widziała coś takiego co już wcześniej zauważyła u Sophie.
Zawsze jak poruszała jakiś temat związany z Jackiem robiło się dziwnie. Oni coś wiedzieli o nim i woleli o tym nie gadać. Ale Elsa chciała i to bardzo.
Jakby tylko mogła z nim porozmawiać...
-Elsa Grey?- podszła do nich starsza kobieta w szykownym, ale całkiem szarym sroju.
-Tak.- odparła po chwili zdzwiona Elsa. Rozpoznała ją. Widziała ją w sekretariacie, gdy Sophie załatwiała dla niej i Anny papiery.
-Jest zmiana w twoim planie i przenosisz się do grupy wyższej.- Elsa próbowała przetrawić i zrozumieś to co właśnie powiedziała jej ta kobieta.
-Jak to?- odezwała się zirytowana Sophie.- Nowe osoby nie mogą zostać już przeniesione. Nie będziemy razem na zajęciach.
-To polecenie dyrektora. Panna Elsa dobrze się spisywała w porzednich szkołach i może już teraz zacząć rozszerzony materiał.- Sophie chciała się jeszcze kłucić, ale sekretarka spiorunowała ją wzrokiem i poszła sztywnym krokiem w stronę gabinetu.
-No ej. Ja nigdy nie zostałam przeniesiona. No i co, że mam tróję z matmy. Zasługuję na to.- Jamie chrząkną i Sophie teraz dopiero przypomniała sobie o Elsie.
-Sorki.- uśmiechnęła się przepraszająco.
-Dla mnie super. Będziesz w grupie Billego i Jacka.- tym razem to Elsa zamrugała gwałtownie.
-Jack uczy się w lepszej grupie?
-No tak. Jest na poziomie Billego, a nawet dawał mu raz korki.- Elsa nie wyobrażała go sobie nad stosem książek, ale raczej na sesjach zdjęciowych lub do pozowania na zajęciach artystycznych.

Po paru minutach odnalazła odpowiednią salę i okazała się o wiele obszerniejsza i lepiej wyposażona od innych. Pierwszą miała chemię, którą szczerze lubiła więc odetchnęła z ulgą. Nie chciałaby się wygłupić pośród tych uczniów swoją małą wiedzą z bilogii pierwszego dnia.
Gdy weszła dalej zobaczyła specjalne blaty z zastawą zlewek i różnych płynów o jaskrawych barwach. Były też palniki, wskaźniki i już przygotowane roztwory.
Rozejrzała się i zobaczyła wolne i ostatnie miejsce przy oknie. Podeszła ciesząc się, że nie musi je z nikim dzielić.
Nauczyciel wszedł równo z dzwonkiem i rozpoczą zajęcia. Elsa uśmiechnęła się z przerabianego już wcześniej tematu kwasów i zaczęła sie rozglądać po uczniach.
Nawet nie wiedziała, że szukała Jacka, gdy po chwili nie wszedł cały mokry z świeżym śniegiem na włosach.
-Frost. Znów spóźniony. Siadaj szybko, bo odwiedzisz dyrektora.- powiedział surowo nauczyciel.
-Jeśli będę go tak często odwiedzał ludzie pomyślał sobie coś źle o mnie.- nauczyciel poprawił okulary i podszedł lekko do niego.
-Siadaj Frost na swoim miejscu i mnie nie denerwuj.
-Ale miałem właśnie zacząć swoją normę. Nie chcę zmieniać przyzwyczajeń. -nauczyciel prychną i odwrócił się czerwony do tablicy rusując wzór.
Elsa przyglądała się mu i nagle zrozumiała, że jedyne wolne miejsce jest właśnie przy niej.
Jack odwrócił się do niej i usmiechną. Podszedł leniwym krokiem i rzucił plecak na podłogę.
Elsa znów była zdecydownie za blisko niego i już zaczęła sie rumienić. On jednak rozwalił się na ksześle i wlepił wzrok w pustą ścianę.
Elsa była teraz nie tylko zniewalana jego urokiem, ale także niesłychanym zapachem.
Pachniał tak słodko. Raz czuła miętę, a po chwili zmieniła się w zapach lasu, igliwia, ciasteczek i niesłychanej świeżości.
Nagle przeniósł wzrok na tablicę i uśmiechną się pokazując wszystkie swoje śnieżnobiałe zęby.
-Panie Conors- powiedział to tak niewinnie i słodko, że niektórzy uczniowie zachichotali.
-Czego tam Frost?- zapytał groźnie, ale Jack nadal się uśmiechnął.
-Źle pan narysował wzór.- nauczyciel popatrzył na tablicę i bezgłośnie przeklną pod nosem. Wstał niechętnie i rzeczywiście. Jack mial racje w drugim przykladzie był drobny błąd.
Elsa popatrzyła zdziwiona na Jacka i zobaczyła, że teraz był jeszcze bliżej i przypatrywał się jej z figlarnym uśmieszkiem.
Elsa zaniemówiła. Był tak blisko. Poczuła znów miętę i ciepły oddech na swojej twarzy. Ale znów się zdziwiła. Był dla niej przyjemny. Nie tak różniący się od jej,ale to przecież niemożliwe. Musiałby mieć taką temperaturę co ona.
-Nie jest ci zimno?- zapytała patrząc jak jego cudowne białe włosy zaczęły się sklejać od rozpuszczonego śniegu. Krople spływały po jego idalnej twarzy niesłychanie błyszcząc.
-Nie. A tobie?- zapytał ledwo hamują parsknięcie, jakby Elsa zadała bardzo śmieszne lub głupie pytanie.
-Nie.- to było prawdą. Jej policzki ją pażyły, a sam czuła się jakby od jedo wzroku miała właśnie spłonąć.
-Jesteś zadowolona z zajęć?- nachylił się do niej na wysokość twarzy, obkręcajac się tak, że stykali się nogami. Elsa zamrugała gwałtownie, bo jego ciuchy powinny być zimne i mokre, a były ciepłe i całkiem suche. I jeszcze to pytanie...
-Co?- zapytała głupio, a on usmiechną się szerzej.
-Bo wiesz sporo się napracowałem, abyś tutaj trafiła.
-Co??- teraz nie pohamował śmiechu.
-Będziesz tak cały czas odpowiadać. Pytaniem? Może jakieś lepsze, a nie ,,co''?.- Elsa znów zauważyła ten blask w jego oczach i nagle szarość zmienila się w błekit.
-Często kolory twoich oczu się zmieniają?- zapytała, ale tym razem nie opuscił głowy. Przysuną się jeszcze bliżej i niemal stykali się nosami. Jego twarz, oczy i oddech nie pozwalały jej się ruszyć, a nawet myśleć. Tonęła w błekicie jego oczu i już nie wiedziała, czy lepsze są te srebrzyste czy te.
-Ostatnio, coraz częściej.- nagły dzwonek przeraził Elsę, aż podskoczyła na krześle.
Jack podniósł się szybko z miejsca i zaśmiał.
-Do zobaczenia Elso.- wyleciał z klasy przed wszystkimi pozostawiając dziwny i chyba... Zimny podmuch.


wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 2 ,,Pierwszy dzień i już kogoś uszkodziłam!''

Im bliżej były szkoły tym bardziej Elsę zżerały nerwy. Z tego zdenerwowania nawet zapomniała zjeść śniadanie. Teraz odczuwała tego skutki. Mimo iż nachodziły ją mdłości warto było by mieć coś w żołądku, który nie warczy co każdą minutę.
-Ej wstąpmy tam na chwilę.- Anna pociągnęła ją za rękaw kurtki w stronę pobliskiej kafejki. Szyld nosił nazwę ,,The Tamer of Winter''. Elsa zaśmiała się nerwowo.
-Tak... Nie doszukujesz się tutaj lekkiej ironii?
-Może, ale nie będę szła do szkoły podczas, gdy ty planujesz się na mnie rzucić i zjeść. Choć weźmiemy coś szybko.- mimo protestów i zapewnień, że Elsa wytrzyma do lunchu, Anna zaciągnęła siostrę w strone budynku.
Gdy weszły do środka przez szklane i ładnie zaszronione drzwi uderzyła je mocna nuta czekolady, cynamonu i kawy. Elsa doszukała się jeszcze specyficznego zapachu wanilii i chyba jaśminu. Po chwili doszła ich woń karmelu po, którym Elsie zaczęła napływać ślinka.
-Tak- zatonęła przez chwilę w tej woni zamykają oczy.- Możemy chyba coś zjeść.

W środku było bardzo przyjemnie i przytulnie. Ciemne kolory drewnianego wystroju dodawały wnętrzu ciepła. Po jednej stronie kafejki ciągnęła się długa marmurowa lada z pełnymi wystawami słodkich bułeczek, ciasteczek i najróżniejszych ciast.
 Po drugiej stały małe stoliczki, do których gdzieniegdzie dołączono czarne skórzane sofy. Mimo iż w środku było sporo ludzi Elsa poczuła się dziwnie spokojna i rozluźniona. 
Podeszły do wystawy i zaczęły podziwiać leciutko zarumienione rogaliki i wszelakich rodzai czekoladowych wyrobów.
-O ja chcę to. Nie to. Nie to. Albo to i to.- Anna machała szybko palcem z podniecenia. Elsa musiała się bardzo postarać aby odciągnąć wygłodniałą siostrę i zaciągnąć do jedynego wolnego stolika. Gdy rozsiadły się na wygodnej sofie od razu podeszła kelnerka.
-Witam. Czy zechcą panie coś zamówić?- zapytała miłym głosem. Była młoda najwyżej po dwudziestce z bardzo ciemnymi prawie czarnymi włosami. Jej oczy były podkrążone, ale jednak ciepło brązowe.
-O tak... Tylko, że jak zacznę zamawiać to nie zdążymy do szkoły.- dziewczyna uśmiechnęła się prominnie i podała kartę.
-Tutaj zawsze takie tłumy?- zapytała Elsa wskazując na kolejkę czekającą na zamówienie na wynos.
-Zawsze.- ledwo słyszalnie westchnęła. Widać, że nie mogłaby się teraz tutaj rozsiąść, choćby na minutę.
-Polecamy wam naszą specjalność czyli Cynamonowe ciasteczka. Mogę też zaproponować karmelowe rogaliki i gorącą czekoladę.
-Tak poprosimy.- Kelnerka zapisała sobie zamówienie, by po chwili zniknąć w tłumie.
Elsa założyła nogę na nogę i wyjrzała przez okno.
 Wszystkie szklane powierzchnie w tym mieście były pokryte pięknymi niczym arabeski wzorami ze szronu. Lekko sypiący śnieżek okrywał samochody i małe domki niczym delikatny puchowy kocyk. Odśnieżone z nadmiaru śniegu drogi były wykonane z szarego drobnego kamienia przypominające siwe kocie łby.
 Ludzie szli i śmiali się z zaróżowionymi policzkami nie zważając na mróz, jakby byli z nim zjednoczeni.
-Hejka.- do ich stolika podeszła drobna dziewczyna o bardzo zielonkawych oczach osadzonych głęboko niczym dwa tunele. Wyglądało to ciekawie z jasnymi włosami.
-Nie widziałam was tu wcześniej więc zapewne jesteście wnuczkami Emmy.- Elsa wymieniła zdziwione spojrzenia z Anną.
-Skąd wiesz?- zapytała Elsa, której oczy były zbyt nienaturalnie szerokie. Nieznajoma parsknęła śmiechem, jakby przed chwilą zadała najgłupsze pytanie pod słońcem.
-Jesteśmy w małym miasteczku, gdzie każdy się zna i to nie dziwne, że poznałam waszą babcię. Szkoda, że umarła, bo robiła najlepsze ciasteczka w miasteczku.- Elsa dobrze je pamiętała. Nie ważne gdzie akurat były z rodzicami dostawały całe ich pudełko miesięcznie.
-Poza tym wszyscy już wiedzą, że dwie jej wnuczki przejęły dom i się sprowadziły. Zapewne to wy, bo żadko kto nas odwiedza.
-Co? Przecież to ,,Miasto wiecznej zimy''. Nie powinno tu być pełno turystów lub naukowców zaciekawionych tą anomalią. Przecież to nie biegun.-pytała zaciekawiona Elsa. Jeśli tak to mogłoby być tu jeszcze lepiej. Żadnych uczonych, których zaniepokoiłoby pogorszenie się mroźnej pogody.
-Na początku tak było, ale teraz jest już cicho. Tak się przyjęło i tyle. Mogę się przyłączyć?- zapytała tak szybko zmieniając temat, że Elsa w pierwszej chwili nie zrozumiała o co chodzi.
-Jasne!- Anna już zrzuciła swój zielony plecak i zrobiła miejsce koło siebie.
-Jestem Sophie Bennett.- przywitała się obdarowując je szerokim uśmiechem.
-Ja jestem Anna, a to Elsa moja starsza siostra.
-Super! Czyli ja was poznałam pierwsza. Moje szczęście.
-Dlaczego?- zrobiła dziwną minę Elsa. Może babcia mówiła coś o darze Elsy i uchodzi tu za dziwadło z legend.
-No przecież jesteście nowe! Każdy będzie chciał się o was jak najwięcej dowiedzieć się i przede wszystkim poznać. Podobno podróżowaliście po całym kontynencie.
-Tak. Byłyśmy wszędzie. Już się bałam, że zabraknie czego zwiedzać.- mrugnęła szybko do Elsy.- Ale widzę, że po co. Tutaj jest super. Wieczna zima niczym magiczna kraina.- Sophie zrobiła dziwną minę, ale po chwili zniknęła. Może Elsie się przywidziało.
-Tak. To cudowne miejsce. O nareszcie!- podeszła do nich kelnerka z pełną tacą ciastek i rogalików, a czekolada wyzwalała niesamowitą i aromatyczną woń. 
-Proszę. O Sophie, wybacz, ale cię nie zauważyłam. Zaraz przyniosę twoje zamówienie.
-Nie trzeba. Daj je proszę Jamiemu. Teraz i tak nie mam głowy do jedzenia. Właśnie zapoznaję się z wnuczkami Emmy.- kelnerka pacnęła się pustą tacą o czoło, na którym pojawił się lekki czerwony ślad.
-No tak. Jak mogłam przeoczyć. Mamy dzisiaj duży ruch , bo jest początek semestru i nawet nie skojarzyłam, że jesteście nowe. Ale ze mnie gapa.- dziewczyny zachichotały.
-To jest Kaly. Będziecie znały już o jedną osobę więcej.
-A ile ich tu mieszka?- zapytała Elsa, gdy już pomachała Kaly.
-Szczerze. Nigdy nie liczyłam. Jak same je poznacie to będziecie wiedziały. A teraz chodźcie, bo spóźnimy się do szkoły.- Elsa rozejrzała się i rzeczywiście nikogo już nie było. Zostało jeszcze paru dorosłych, którzy czytali gazety i rozmawilai nad gorącą kawą.
Dziewczyny zapakowały jedzenie do papierowej torebki, chwyciły czekoladę w ręce i wybiegły wcześniej zapłaciwszy na oprószony świeżym śniegiem chodnik.

Gdy tak szły szybkim krokiem Sophie opowiadała im o nikłych atrakcjach miasta i wolnym rozwoju. Nie było tu wielu kin, centrów, salonów, a nawet wielu restauracji.
Za to było mnóstwo śniegu i pięknych starych domów ustawionych w równych rzędach koło głównej drogi. Opowiadała także o pobliskich gęstych lasach na obrzeżach miasteczka ze słynnym jeziorkiem, nad którym odbywały się najlepsze imprezy. 
- A nasze liceum jest jedyną szkołą w mieście?- zapytała Elsa, a Anna posłała jej spojrzenie typu ,,Naprawdę teraz o szkole?''. Elsa wzruszyła ramionami 
z uśmieszkiem i skierowała wzrok na Sophie.
-Tak. To jedyne liceum, więc dzieciaki znają się tu od dzieciństwa. Będziecie hitem.
Elsa przełknęła głośno ślinę, co nie uszło uwadzę Anny. Przytuliła się niby od zimna do jej ramienia, ale Elsie i tak nie było lepiej.
To jest jej pierwszy dzień, a już zyskała przyjaciół. Co jeśli znów wszystko zepsuję i będą musiały kolejny raz się wyprowadzać?
Ale nie mają dokąd. Rodzice mieli mało oszczędności, a po babci miały niewielki spadek razem z domem. Nie starczyło by na życie i kolejne mieszkanie.
-Elsa...-syknęła cicho jej do ucha siostra. Anna wskazała na drogę za sobą, która pokrywała się niebieskawą warstewką lodu. Elsa popatrzyła na Sophie, ale ona wciąż mówiła o szkole. Rozejrzała się i na szczęście nie zauważyła nikogo w okolicy.
Odetchnęła głęboko mocniej ściskając Annę.
-Spokojnie, już dobrze. -zapewniła Annę, ale ona już wątpiła w ich powodzenie.
Elsa zacisnęła mocno pięści wbijając paznokcie w wierzch dłoni. 
-Poradzisz sobie.
-No jasne. Każdy was polubi. Ja już lubię. Oczywiście nie każdy jest tak cudowny jak ja, ale jakoś z nimi wytrzymacie.- uśmiechnęła się do Sophie.
 Poczuła ciepło od tej dziewczyny. Mimio mrozu i zimna tego miejsca była bardzo radosna i promienna. Jej nastrój i energia po prostu jest zaraźliwa. Przy niej nie można było się nie uśmiechnąć.
-Oto i nasz zabytek równający się budynkowi kucia i wiecznej nudy.-powiedziała naukowym tonem, jakby czytała jakiś tekst z książki.
Anna zachichitała, ale po chwili tak jak Elsa zaniemówiła na widok tego ,,zabytku''. Szkoła była jednym wielkim gmachem o lekko gotyckim stylu. Zbudowana z czerwonej cegły i z małymi złotymi ramami okien wyglądała pięknie i zarazem majestatyczne. Podzielony był jakby na dwa budynki i połączony małym otwartym korytarzykiem z łukami po bokach. W samym środku znajdował się plac z cudownie i artystycznie ozdobionymi szronem drzewami. Na parkingu stały już samochody i zbierające się wokół nich grupki uczniów.
-Niezły ten zabytek.- gwizdnęła Anna.- A ma ukryte komnaty, jak w Hogwarcie?
-Hym. Tak. Jest jedno miejsce tylko dla ,,wybranych'', o którym nie wiedzą nauczyciele.
-Super.
-Ale, nie wiem czy was wpuszczą. Trzeba mieć znajomości i zaufanie.
-Do kogo?- zapytała zawiedziona Anna z miną naburuszinego dzieciaka.
-No wiesz. Jesteście nowe, trzeba was obczaić. Ale chociaż macie znajomości.
-O naprawdę? Kogo?- Anna zapytała udając zdziwioną. Sophie uśmiechnęła się i szturchnęła ją w ramię. Po chwli nachyliła się do nich i cicho szepnęła.
-Mnie.- powiedziała to dumnie wypinając pierś.

Gdy weszły do środka Elsa poczuła spojrzenia wszystkich uczniów i nauczycieli na sobie. Anna zapewne też, świadczyły o tym, jej małe już wypieki na twarzy.
Sophie nie miała żadnych problemów i niekrępując się szła tanacznym krokiem przed siebie. 
Szły korytarzami stukając butami o kamienno białą posadzkę. Elsa uśmiechnęła się w duchu za jej kolor. Białe ślady, które pozostawiała często przez nieuwagę mogły być dość dziwne. Nawet na wieczne zimowe miasto. 
Korytarze ciągnęły się przed siebie ukazując gdziedziegdzie otwarte klasy, łazienki i przede wszystkim szafki. Cała prawa strona była przez nie zasłonięta, a lewą najczęściej zajmował okna o lekko zaostrzonych łukach u góry.
-To jest sala od bilogii i zarazem od chemii. Tam macie salę komputerową i inne do przedmiotów humanistycznych i językowych. A w drugim budynku mieści się sala gimnastyczna, biblioteka i przede wszystkim nasza stołówka. Tam jest najciekawiej.

Później po zwiedzaniu Sophie zaprowadziła je do sekretariatu i pomogła załatwić plan lekcji. Nawet poprosiła sekretarkę o jednakowe zajęcia co ona. Elsa była zadowolona możliwością przebywania z nią. Jej żołądek mimo iż najadł się po drodzę wciąż podchodził jej do gardła z obaw.

Pierwszą miały biologię. Niestety...
 Elsa nienawidziła jej, bo w żadnych z książek nie było nic o przyczynach jej wyjątkowych zdolności.
Gdy weszły do klasy równo z dzwonkiem nauczyciela jeszcze nie było. Ostatnie dwie ławki były wolne co jeszcze bardziej zdziwiło Else.
-Wiedziałam, że znajdę was pierwsza więc już zajęłam wam miejsce obok mojej ławki.- powiedział to machając ręką.
Siostry posłały jej szerokie uśmiechy i rozsiadły się obok siebie. Sophie usiadła za nimi od strony okna.
-Czekasz na kogoś?- Zapytała Anna, która czekała zapewnie na słowa ,,swojego chłopaka'' w jednym zdaniu.
-Tak czekam na Jamiego. Jak zwykle się spóźnia. Nigdy nie wyrośnie z bitew na śnieżki.- Anna już chciała piszczeć i domagać się wyjaśnień kiedy wszedł brunet o mocno piwnych oczach. Pomachał do Sophie i usiadł koło niej wcale się nie krępując obecnością dwóch nowych dziewczyn.
-Gdzieś ty był? Wiesz, że u Cleytona się nie spóźnia, bo uziemi cię po lekcjach.
-Wiem. A myślisz, że kto wyrżną na lodzie i idzie niczym dziadek o kulach?- uśmiechną się szatańsko i Elsa zwątpiła, że to był wypadek.
-Czyli już Jack wrócił?- zapytała z powagą.
-Tak.- szepną, a później jakby teraz dopiero zauważył dwie nowe osoby odwrócone do niego przodem.
-O sory. Wy pewnie to wnuczki Emmy. Ten... No Alsa i Enna.- siostry nie pohamowały śmiechu.
-Byłeś blisko braciszku.- Anna zrobiła wiekie oczy, a Elsa się jej nie dziwiła. Byli praktycznie nie podboni, ale czy one były.
- To jest Anna i Elsa.
-To i tak czekam na medal.
-Już dostałeś moje ciastka. A właśnie gdzie je masz?- znów miał na sobie figlarny uśmieszek i poklepał się lekko po brzuchu.
-W bezpiecznym miejscu.
-Jami!- krzyknęła zbyt głośno Sophie. Teraz większość oczu było sierowanych na rodzeństwo.
-Coo...?-przeciągną specjalnie litery. - Mam ci je teraz oddać? Dobra łap.- już chciał sobie włożyć palce do gadła gdy Sophie pacnęła go książką w głowę.
-Ej bo wrzucę cię do zaspy. A Jack cię jeszcze zakopie.- nie wiedzieć czemu Elsa zauważyła tylko imię Jack.
-Kim jest Jack?- zapytała zadziwiając samą siebie tym wyskokiem i ratując Jamiego przed kolejnym siniakiem pod gęstą czupryną. Sophie zrobiła znów tajemniczą minę, a Jamie rozpromienił się i wzruszył ramionami.
-Najfajniejszym gościem w tej budzie.

Gdy w połowie lekcji dotarł wreszcie nauczyciel ucichły wszelkie rozmowy i ciekawe historyjki Jamiego. Elsa polubiła go tak szybko jak Sophie i lubiła słuchać o jego przygodach. Najbardziej niefortunne, ale śmieszne dotyczyły także tego Jacka. Według Jamiego jest bardzo zabawny i nie można się z nim nudzić. 
Gdy wychodzili już z drugiej godziny biologii rozciągną się i wyszczerzył.
-Gdyby nie Jack ta szkoła zabiłaby z nudów najwięcej dzieciaków w historii.
-Może poproszę aby wyjechał wtedy bym się ciebie pozbyła i miała dodatkowy pokój.-mruknęła do niego i zmierzwiła mu włosy.
-Jasne. No tak ciebie to by nie zabiła... Bo ja kocham szkołę.- udał jej piskliwy głosik i po chwili znów oberwał w ramię. Pewnie jego ciało całe jest już w fioletowych sińcach.
Przeszli przez korytarz dzielący dwa budynki i trafil do stołówki.
-Nareszcie. Już myślałem, że padnę z głodu przed wejściem.
-Co? Zjadłeś mi ciastka i jeszcze chcesz jeść- fuknęła Sophie z głośnym burczeniem w brzuchu.
-Jasne. Spróbuj nie dostać wielką kulą śnieżną przez godzinę to wtedy pogadamy o głodzie.
Zajęli chyba ich oficjalny stolik i usiedli z jedzeniem przy grupce innych osób.
-Hej ludzie to są wnuczki Emmy.- krzyknął Jamie uciszając jednocześnie wszystkie rozmowy przy stoliku.
-To jest Anna i Elsa. -obie zarumienił się, ale Anna przejęła inicjatywę.
-Tak ja to Anna, a Elsa jest moją starszą siostrą. A wy?
-To jest Billy, niezły z niego kujon więc śmiało bierz go do prac domowych, oczywiście po mnie.- Jamie wskazał na chudego blondyna z grubymi czarnymi okularami, który zarumienił się bardziej niż wcześniej dziewczyny. 
-To jest Lauren, super wysoka laska, która nie lubi się nią nazywać, bo jest strasznie nieśmiała.- Miał racje, Mimo iż była wysoka i równała się wzrostem z Jamiem, to miała ładne kształty i krótkie brązowe włosy podkreślające jej duże czekalodowe oczy. 
-To James i jest prawie najlepszy w sporcie.- wskazał na ciemnoskórego chłpaka o muskularnej budowie, ciemnych oczach i krótko przystrzyżonych włosach.
-Możesz już mówić, że najlepszy. Zobaczycie, że w tym semestrze zgromię Jacka.
-Tak jasne tak jak rok temu.- James spiorunował go wzrokiem i założył ręce na mocno odznaczającej się pod koszulką piersi.
-To jest Roxy. Ale nazywamy ją...
-Ej tylko nie zaczynaj Bennett.- Jamie zaśmiał się tylko i wzruszył ramionami. Dziewczyna była mocnych rozmiarów i chyba z lekką nadwagą. Miała ciemne krótkie włosy i podobne oczy. Widać było, że ma wybuchowy charakter.
-I została nam Cecyli. Zbyt zadufana w sobie typowa nastolatka.
-Ale za to najładniejsza.-wtrąciła się. Miała racje. Ciemne długie włosy rozpuszczone spływały jej kaskadami na ramiona, była szczupła i z bardzo długimi nogami. Urody dodawały jej także ładne rumiane policzki i ciemne oczy.
-Jest jeszcze kolejny mięśniak z naszej paczki Kristoff, ale on bekną za wypadek Cleytona.- podrapał się nerwowo po głowie hamując śmiech.
-A właśnie gdzie Jack?- zapytała Cecyli wyciągając lusterko i poprawiając makijaż. 
-Poszedł na szlaban do dyra. Ale spokojnie się wymiga i przyjdzie na wf. Jeżeli nie będzie wypadu na basen. 
-A co nie umie pływać?- zapytała zaintrygowana tym wątkiem Elsa.
-Sam nie wiem. Niby taki sportowiec, a unika ciepłej wody. Może się boi, że jego kłaki zrobią się zbyt białe.- prychną James.
-Wiesz dobrze, że nie. Wątpię, żeby był jakieś szanse na wybielenie jego włosów.- dodał Jame, ale było słychać, że broni przyjaciela i unika tematu basenu. 

Po kolejnych lekcjach spędzonych z Benettami i Anną, a na przerwach jeszcze z ich paczką, Elsa zastanawiała się już tylko nad tematem Jacka.
Kim był i czy jest aż taki dobry jak go opisuje Jamie? Elsa dziwiła się, że jednak najlepszy sportowiec nie pływa. I co miał na myśli Jamie i James o jego włosach. m
Może były zbyt czarne by ulec zmienie?
Okazało się jednak, że jest basen, więc Jacka znów nie było. Elsa także wykręciła się z zajęć z pomocą Anny, by nie prowokować losu. 
Ostatnio jak pływała to ochłodziła tak wodę, że paru uczniów trafiło z odmrożeniami do szpitala.
Wf był jej ostatnim zajęciem, więc chodziła bezsensownie po szkole. Przechodziła właśnie koło biblioteki i gdy tylko poczuła zapach papierowych stron od razu do niej weszła. W środku pachniało papierem i drukiem oraz odświerzaczami i zapachem igliwia. Przechodziła pomiędzy masywnymi kolumnami dotykając starych lekko pomarszczonych grzbietów ksiąg. 
-I jak Liliy? Zagadałaś dzisiaj Jacka?- usłyszała szepty i na samo jego imię przysunęła się bliżej regału.
-Nie, ale postaram się o taki sam plan lekcji i jeszcze zagadam do niego na parkingu.
-Podobno w tym roku wygląda jeszcze lepiej. Emilia mówiła, że włosy mu lekko urosły i zrobił się muskularniejszy.-usłyszała chichoty typowe dla plotkarek z pudrem na twarzy zamiast mózgu.
-On zawsze był przystojny, a jeżeli będzie taki coraz bardziej, to niedługo roztopi nam to miasteczko. -kolejne śmiechy.
-Ale Liliy, on nie interesuje się dziewczynami. Jedyna szansa to poderwać go z prośbą na bal zimowy. 
-No wiem Beky. A jak myślisz kogo wybierze na swoją Królową Śniegu.
 Nikt z dziewczyn mi nie dorównuje, nawet ta Cecyli. A żadna nie będzie wyglądała dobrze przy nim. 
-A co z tymi nowymi. Chad mówił, że są ładne i już siedzą w paczce Bennettów.
-E tam. Jack nie zawraca sobie głowy jakimiś przybłędami. A pozatym nikt nie powninien się panoszyć w mojej szkole. A te nowe będą tego dowodem.- Elsa poczuła złość na tą Liliy i niechcący zaczęła zamrażać regał od swojej strony. Szybko, ale po cichu wyleciała z biblioteki. 
Biegiem przeszła przez korytarz i przy wyjściu wpadła na kogoś przewracając się na nieznajomego.
-Bardzo przepraszam ja...
-Nic się nie stało, ale jeszcze się nie znamy a ty już próbujesz mnie zabić.- Elsa podniosła szybko głowę na nieznajomego chłopaka i zamarła.
Był cudowny. To jedno słowo nie mogło go całkowicie opisać.
Był niezwykły. Białe niczym przyprószone śniegiem włosy w lekkim nieładzie nachodziły mu delikatnie na oczy. One same nie skryły by się za najgrubszą ścianą. Szare niczym burzowa chmura oczy iskrzyły się srebrem przy rozszeżonych teraz źrenicach. 
Na idealnej mlecznobiałej cerze nie było żadnej niedoskonałości, a w zamiast tego jeszcze lepiej. Idealne piękne rysy i zarys szczęki. Nie wspominając o niebiańskim śnieżnobiałym uśmiechu.
 Nieznajomy był ubrany w ciemne przylegające spodnie do tego białą bluzkę podkreślającą jego uśmiech i skórzaną kurtkę podwiniętą do przedramienia. Był bardzo przystojny o atletycznej budowie, której pozazdrościł by najpiękniejszy model światowej sławy. 
Elsa uświadomiła sobie po chwili, że praktycznie przygważdza do ośnieżonej ziemi najpiękniejszego chłopaka, do tego z uchylonymi ustami.
On zaśmiał się tylko i jednym zwinnym ruchem oderwał się niczym wiatr od podłoża wyciągną rękę w jej stronę.
Elsa zarumieniła się niczym piwonia i chwyciła mocną dłoń nieznajomego. Zdziwiła ją tylko jego chłodność. Zawsze to inni byli zbyt ciepli dla niej, ale ona była idealne niemal takiej samej temperatury jak jej. 
Chłopak widząc jej zdziwnione spojrzenie zabrał momentalnie rękę unosząc do góry jedną z brwi.
-Nie zam cię.
-A ja ciebie.-palnęła i już chciała sobie tylko przyłożyć. Chłopak tylko parskną śmiechem przeszywając ją wzrokiem.
-Zapewne Elsa, prawda?- zapytał z pewnością wciąz się uśmiechając.
-Skąd wiesz, że nie Anna?- on tylko wzruszył ramionami wciąż z promiennym uśmiechem, który chyba mógłby rozpuścić śnieg.
-Usłyszałem co nieco w kozie o was. Dyro się nagadał. Wiesz nowe uczennice przenoszące się z jednej szkoły do drugiej. Wspominał coś o problemach z jedną i o dobrych ocenach Elsy. Więc jak poczułem, że na mnie wpadasz to pomyślałem, że to raczej ty.
-Nie rozumiem.- kolejny śmiech przetoczony po opustoszałym placu obił się słodyczą niczym miód.
-Gdybyś wpadła na kogoś innego niż ja nie mówiąc o dziewczynie miała byś kiepski początek. Jednak jakbyś trafiła na chłopaka już by się wyciągał do zatęchłej pobliskiej knajpki. Więc mądry wybór, Elso.-słuchała jego teorii podziwiając jak właśnie promienie słońca roświetlają mu włosy niczym płatki śniegu. 
Białe włosy...?
-Jack?-zapytała mimowolnie kolejny raz kardząc się w duchu.
-Chyba tak. Nie straciłem pamięci i jak ostatnim razem sprawdzałem to tak mnie nazywali. Jack Overland Frost.- powiedział z kolejnym uśmieszkiem tym razem bardziej figlarnym.
-Elsa Grey.- przedstawiła się nieśmiało.
-Hym. Nie pasuję ci zabardzo to nazwisko. Nic u ciebie nie pasuje do monotonnej i bezbarwnej szarości.- Elsa już chciała powiedzieć, że jego oczy są szare, a wyglądają jak ze srebra, ale nagle zaczęły robić się błękitne.
-Nosisz soczewki?- znów bezmyślnie wypaliła, a on zniżył głowe i już się nie uśmiechał.
-Każdy podobno nosi soczewki ukrywając przed wzrokiem prawdę o świecie, ale ja nie. Do zobaczenia Elso.- rzucił jej tylko przelotny uśmieszek i miną ją w przejściu.
Elsa jeszcze przez chwilę stała nieruchomo wpatrzona w miejsce gdzie przed chwilą stał Jack. 
Ale przecież widziała jak jego oczy zmieniły się pod wpływem chwili. 
Nie wiedziała kim jest Jack, ale jedno rozumiała na pewno.
Jest niezwykły...


poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 1 Nikła nadzieja

Elsa siedziała przy oknie swojego pokoju, na którym powstały przepiękne wzory ze szronu. Wyglądała niepewnie na zewnątrz podziwiając uroki tutejszej zimy. Miała jakąś cząstkę nadziei, że tutaj nareszcie się im uda.
Przetarła nerwowo dłonie próbując je ogrzać. Zawsze były zimne, gdy się denerwowała. Tylko, że normalni ludzie przy ataku furii, albo uniesienia nie zamrażali całego miasta.
Elsa miała moc, którą razem z rodziną próbowała ukryć przed światem.
Jednak po śmierci jej rodziców było coraz trudniej. 
Przeprowadzka za przeprowadzką. Nowe życie w innym mieście lub nawet stanie. W Ameryce zabraknie niedługo miejsc do zamieszkania czego obawiała się najbardziej.
Że przeszłość ją odnajdzie.
Znów potarła dłonie i ściąnęła je z marmurowego parapetu, który już zdążył pokryć się cienką warstewką lodu. Zdenerwowana nawet takim małym brakiem kontroli zeskoczyła na podłogę zamrażając ją tworząc domowe lodowisko.
Jej pokój nie był mały, ale także zbyt wystrojony. Ściany były niebieskie w kolorze niezapominajek, który jak twierdził jej ojciec pomagał jej pamiętać o kontroli. Nie miała żadnych zdjęć, ani plakatów ulubionych zespołów jak normalne nastolatki.
Anna zawsze z niej żartowała mówiąc, że ona zawsze będzie dorosła, a ona pozostanie wiecznie młoda. Uśmiechnęła się mimowolnie na wspomnienie swojej młodszej szalonej siostry.
W niczym nie przypominała Elsy. Anna była niską drobną rudowłosą dziewzyną, o bardzo jaskrawych szafirowych oczach. Miała kremową i lekko piegowatą cerę, na której można było z kikudziesięciu metrów dostrzec najmniejsze nawet rumieńce.
Nie wspominając już o jej nesłychanym temperamencie. Zawsze była wesoła i chętna do życia. Każdy z kim rozmawiała od razu ją lubił, nie wspominając o chłopcach.
Dlatego Elsa była całkowitym jej przeciwieństwem. Była także drobnej budowy, ale wyższa o dziesięć centymetrów. Maiała blond włosy, które kiepsko kryły jej bardzo białą skórę. Anna zawsze mówiła, że wygląda jak z porcelany. Krucha i zbyt blada by wytrwać przy niej. Ale ona zawsze miała wyczuwalną siłę kształtowaną przez codzienną samokontrolę. 
Jej oczy były bardzo niebieskie i lśniące, ale zawsze jakby zmęczone i smutne.
Elsa niechętnie zerknęła na zegarek, który stał na szafce obok wielkiego dwuosobowego łóżka. Musiał być tak obszerny, bo Anna nigdy nie lubiła przesiadywać sama u siebie nie mówiąc o domu.
Na srebrnej tarczy zegarka było w pół do szóstej. Jeszcze tylko trzydzieści minut i wstanie Anna, z którą zacznie się szykować do pierwszego dnia w nowej ,,znów'' szkole. Nienawidziła przeprowadzek i kolejnych szkół, ale teraz było gorzej. Zaczynały od drugiego semestru. Dobrze ze względu na uspokajającą ją porę roku, a gorzej przez środek roku.
Podeszła do starej z drewna hebanowego komody swojej mamy i wyciądnęła z niej ubrania. Strach pomyśleć jakie zrobiła by wrarzenie jakby od stresu przyszła do szkoły w piżamie i puchatych kapciach.
Jeździła przez chwilę po własnoręcznie wyrytych wzorach i wpominała swych rodziców. Westchnęła przeciągle i zaczęła się szykować.
Po dwudziestu minutach była praktycznie gotowa nie wspominając o gotowości do szkoły. Włożyła na siebie białe obcisłe spodnie i niebieską bluzkę z guziczkami u szyi. Do tego kaszmirowy sfeterek o podobnym kolorze do ścian jej pokoju. Może ludzie się nie połapią, że to są charakterystyczne kolory ,,Królowej Śniegu''. Związała długie włosy w luźny warkocz i spakowała potrzebne książki. Nie miała problemu z makiażem, ponieważ dzięki nieskazitelnej i białej cerze jej oczy był dobrze uwydatnione, a żęsy bardzo długie i ciemne. Od swojej typowo niskiej temperatury zawsze miała wyraziste różowe usta. Niektóre dziewczyny pewnie by jej zazdrościły, gdyby nie wiedziały  o jej niszczycielskich skłonnościach.
Wyszła z pokoju i prawie podskoczyła gdy nie zauważyła koczującej jej przy progu Anny.
-No nareszcie! Ile można czekać żebyś wyszła mnie obudzić?
-Anno przecież już nie śpisz to po co mam cię budzić?
-Oczywiście, że nie leżę w łóżku! Od trzech godzin szykuję się do wyjścia.- Eksa wzniosła oczy ku sufitowi.
-Matko, Anna to, o której ty wstałaś?- siostra zamyśliła się przez chwilę stukając sobie palcem po dolnej wardze.
-Hym. To była chyba czwarta lub wcześniej. No co? Musiałam się przygotować. To nasz pierwszy dzień i coś czuję, że to tutaj. W tym miejscu zostaniemy na dłużej.
- I chcesz dać dobre wrażenie zasypiając na lekcji?
-Ej może raz mi się zdarzyło i do tego nie dojdzie. Od dwóch godzin piłam kawę.- wskazała w stronę kuchni przy której jeszcze stał nierozpakowane pudła i na blat, na którym stał ekspres. Elsa z przedstrachem pomyślała o siostrze, która i tak zawsze miała nadwyżkę energii nie mówiąc o piciu kawy.Elsa popatrzyła na siostrę, której od nadmiaru kofeiny drgała brew. Elsa zachichotała i przytuliła siostrę.
-Wiem, że nie lubisz tych przeprowadzek.
-Nie lubić to mało powiedziane. Wiesz ja to jest mieć szesnastkę i nie mieć chłopaka. To nie dobrze. Już niedługo przygarnę kota, zobaczysz.- Elsa znów się zaśmiała i wypuściła siostrę z mocnych objęć.
-Postaram się. Wiesz, że zawsze to robię, ale nic nie wiadomo.- Elsa patrzyła na siostrę czekając na smutek, ale ona tylko uśmiechnęła się szeroko.
-Elso czy ty nie wiesz gdzie my jesteśmy? A co gorsze nie pamiętasz opowiadań babci?
-Pamiętam dobrze.- skrzyżowała ręce na piersi i zrobiła sztuczny grymas.
- Jesteśmy w rodzinym miasteczku Hoarfrost, gdzie mieszkała kiedyś nasza babcia i po niej mamy ten dom i spadek.
- Ej. Zapomniałaś o najważnuiejszym Eli. Babcia mówiła, że to miejsce jest nazywane ,,Miastem wiecznej zimy''. Czyż to nie cudowne!- Anna dostrzegła, że Elsa coś nie zabardzo rozumie więc wypięła się z wyższością.
-Elso! To miejsce jest nam przeznaczone. Gdzie możemy zamieszkać, jak nie w mieście twojej mocy. Nikt tu nie zobaczy różnicy. Mamy szansę zostać tu na stałę, a ja mieć prawdziwego chło...- zaczerwieniła się, ale siostra już wiedziała o ci chodzi.
-Oh, Anno.- zaśmiała się Elsa.- Musisz częściej pić rano kawę. Zaliczała byś matmę.
- Ej. Ona nie jest ważna. Jeśli potrafię zliczyć fajnych przystojniaków, to więcej mi nie potrzeba.- Elsie udzieliła się radość siostry i też rozpromieniła się z nadzieją.
-Tak może masz rację. A teraz choćmy, bo musisz poszukać tych chłopaków.